Kiedyś uważałam, że nie istnieje nic innego poza kostką brukową. Z tego drogiego materiału należało układać podjazdy i ścieżki przed domem. Tak w Polsce robi prawie każdy. Prawie każdy narzeka też na wysokie ceny materiałów i robocizny. Jakże często słyszałam od znajomych i rodziny, że trzeba jakoś ten swój nowo wybudowany dom ogarnąć, wziąć kredyt na kostkę brukową, żeby jakoś to wszystko wyglądało.
Dawniej faktycznie i ja sądziłam, że dzięki kostce jakoś ten dom może wyglądać, no bo inaczej to tylko brud, smród i ubóstwo.
Królowa angielska kostki nie kładzie
Mój mocno ograniczony jak się okazało punkt widzenia, uległ całkowitej przemianie po wyjeździe na brytyjską prowincję. Jakież było moje zdziwienie, kiedy podróżując i żyjąc w tym kraju, odkryłam, że zdecydowana większość Brytyjczyków, swoje luksusowe rezydencje wykańcza właśnie kruszywem. Kamyki sypano na podjazdy, układano z nich ścieżki i ozdabiano nimi rabatki w ogrodach.
Przez 16 lat mieszkania w tym wyspiarskim kraju i obcowania z brytyjską społecznością zrozumiałam, że układanie drogiej i często problematycznej w obsłudze kostki brukowej, jest czynnością zbędną. Można swój dom i ogród ogarnąć inaczej — taniej, praktyczniej i równie atrakcyjnie.
Tym, którzy momentalnie zaprzeczą i stwierdzą, że oni też byli, mieszkali i widzieli, i że kostka jest wszędzie, odpowiem, że wystarczy przejechać się po zabytkowych rezydencjach rodziny królewskiej lub odwiedzić muzea albo stare zamczyska, aby szybko odkryć, że jest inaczej. Rzucę tu kilka przykładów, żeby nie było tak gołosłownie i bez pokrycia: Sandringham House, Pałac Kensington, Anmer Hall, Clarence House, Llwynywormwood czy Tyntesfield, jak i wiele innych, zwykłych i niezwykłych brytyjskich domów.
Ludzi, którzy decydują się na wykonanie podjazdu z kamyków, jest mnóstwo. Odniosłam wrażenie, że zdecydowanie więcej, niż zwolenników innych metod wykańczania terenu wokół domu.
Pomysł z Wysp przeniesiony na polską wieś
Kiedy wykonawca usłyszał, że kostki nie będzie, a na jej miejsce ma wysypać jasne kamyki, popukał się w czoło.
— U nas to się nie sprawdzi. Przeklnie Pani te kamienie po roku i będzie do mnie dzwonić, żebym kostkę układał — stwierdził pewny swego. — No jak to czyścić, jak po tym chodzić i jak autem jeździć? Szpilki Pani sobie poniszczy, a dziecko kolana rozbije — nie przestawał lamentować.
Postawiliśmy jednak na swoim. Ma być kamień i kropka. Ale nie taki pierwszy lepszy. Musiał być jasny, o niewielkiej frakcji, ostrych krawędziach, które będą się dobrze klinowały.
Pamiętam, jak pewnego dnia wykonawca przywiózł nam kilka wiaderek, postawił je przed nami i kazał wybierać. W środku znajdowało się pełno burego i ziemistego klińca, który odstraszał swoim wyglądem.
— Co? Zły? Nie podoba się? — zapytał zdziwiony widząc moją minę.
Odesłaliśmy go z kwitkiem, bo przecież nie o to nam chodziło. Jeszcze 10 lat temu znalezienie odpowiedniego kruszywa nie było takie proste. Mało popularny kamień, który odpowiadał naszym potrzebom, znaleźliśmy dopiero na drugim końcu Polski.
Za rok będziecie kłaść kostkę brukową…
— No jak nic Pani będzie do mnie dzwoniła w przyszłym roku. Ja sobie już nawet mogę w kalendarzu zapisać. Kamień się nie sprawdzi. Z kostki wszystko Pani sprzątnie, zmiecie, a tu jak niby? — nie przestawał narzekać wykonawca, obserwując swoich pracowników, rozgrabujących kolejną warstwę białego kruszywa. — Niech Pani sobie z mężem przejrzy najnowszy katalog. Tyle można teraz ciekawych wzorów z kolorowej kostki ułożyć. O, proszę spojrzeć, jak ładnie no i modnie! — wskazywał na kolorowe zdjęcie.
Może i było ładnie, ale nie dla nas, choć innym trudno było w to uwierzyć. Jak Polska długa i szeroka, wszyscy kostki przecież kładli i nie ważne, że było drogo i że w ziemię pieniądze wyrzucali. Kredyt trzeba było wziąć. Dom miał być na bogato, z eleganckim wykończeniem, którego pozazdroszczą sąsiedzi i rodzina. No i nie ważne, że później na kolanach chwasty trzeba wyrywać, wykwity wapienne chemicznie usuwać i plamy z oleju samochodowego szorować. Grunt, że jest, że dom ogarnięty jak należy i wszystko na swoim miejscu.
Mam sąsiadów, którzy kredyty na położenie kostki zaciągnęli, żeby teraz mieli gdzie auta budowlane i traktory stawiać, a ich żony przed każdym rodzinnym świętem co sprzątać, klnąc jak szewc na niczym niedające się usunąć plamy po smarach i innych paskudztwach.
— Położyłem kostkę, żeby mieć święty spokój! — To najczęściej słyszany przeze mnie argument. Ile w tym jest prawdy, niech każdy sobie odpowie sam. Widać ja ten spokój rozumiem nieco inaczej.
Minął rok, a kostki jak nie było, tak nie ma…
Podobno pierwszy rok jest decydujący. Zmieniające się pory roku, mróz, deszcz, wiatr i śnieg zweryfikują wszystko. Żyć trzeba, chodzić po działce, parkować samochody, uganiać się za dziećmi, bawić z psami, odśnieżać i lepić bałwana. A to wszystko przed domem, na nowej nawierzchni z kamienia, który był przecież niczym innym, jak naszą fanaberią.
Jak przetrwaliśmy ten pierwszy rok, śnieżną zimę, mróz i opady deszczu?
Szczerze? — Zupełnie normalnie, tak jak się spodziewaliśmy.
Kamień okazał się całkowicie bezobsługowy. Nie wymagał zamiatania, mycia czy konserwacji. Myliśmy na nim samochody, rowery, dzieci biegały w obłoconych gumowcach. Woda wsiąkała w nawierzchnię, błoto znikało pod kamykami, a padający deszcz dodatkowo zmywał kurz i wszystko odświeżał.
Nasze największe obawy, co do odśnieżania sypkiej powierzchni, okazały się bezpodstawne. Śnieg wystarczyło zgarniać z wyczuciem, tuż nad powierzchnią kruszywa. Po kilku dniach nauczyliśmy się sprawnie oczyszczać całe podwórko, nie ryjąc łopatą w kamieniach. Odkryliśmy jeszcze jedną zaletę kruszywa. Jego chropowata powierzchnia nie pokrywała się lodem, dlatego nie było konieczności sypania piasku czy soli.
Małe dzieci kontra kamyki przed domem
Czy upadek na kamienie boli? Pewnie nie bardziej niż na betonową kostkę. Moi synowie wielokrotnie przewracali się na sypką powierzchnię i nie kończyło się to jazdą na SOR.
Wiele mam pomyśli o dziecięcych rowerkach, hulajnogach i wózkach. Jak tu jeździć po takiej nawierzchni? Odpowiem, że nie jest łatwo, dlatego na rowerze moi synowie jeżdżą po trawie, albo gdy idziemy na spacer. Wąskie koła potrafią grzęznąć w kamieniach.
Ktoś zaraz krzyknie — A nie mówiłem, że te kamienie to lipa! — No mówiłeś, mówiłeś, że wolisz położyć kostkę, żeby dzieci miały gdzie bezpiecznie jeździć i żeby z nimi nie trzeba było za podwórko wychodzić. Niech się pod domem bawią i głowy nie zawracają. Ma być święty spokój, prawda?!
Argumenty powołujące się na dziecięcą wygodę słyszę dość często. Są jednak mocno chybione. Ten, kto parkuje samochód przed domem, ten wie, że szalejące na rowerze i hulajnodze dzieci mogą wyrządzić niezłe szkody. Moja rada jest jedna — zabierz dziecko na spacer i pozwól jeździć na otwartej, bezpiecznej przestrzeni, żeby sobie kłopotów i nerwów oszczędzić. Kostka brukowa i tak przestanie im do zabawy wystarczać i to dużo szybciej niż myślisz.
Pozostaje mi jeszcze wspomnieć o tak lubianej przez dzieci czynności, jaką jest rzucanie kamieniami na lewo i prawo. Jako matka 2 żywiołowych synów, mogę z czystym sumieniem potwierdzić, że i owszem, dzieci uwielbiają ciskać kamieniami, ale w wodę — rzekę, jezioro czy kałuże. Jaki ma sens rzucanie kamieni na trawnik? Dla mnie żaden, dla moich synów chyba też, bo przez te kilka lat na trawie znalazłam w sumie niewiele ponad garść rozrzuconych kamieni. Ten rodzaj zabawy jest po prostu zbyt nudny i mało wciągający.
Masz nadal wątpliwości? No to czytaj dalej...
Dlaczego uwielbiam swoje kamyki i nie zamieniłabym ich na żadną inną nawierzchnię?
Po pierwsze:
Są całkowicie bezobsługowe. Odejdzie ci mycie, szorowanie, zamiatanie. Za to zwykły deszcz zmyje z nich kurz i bród. Spadające liście możesz bez trudu zgrabić grabiami. Ja nie mam zbyt wielu roślin liściastych przed domem, a te, których liście spadną na kamienie, są szybko wywiewane przez wiatr. Regularnie podcinam za to berberysy, których łodygi zgarniam przy pomocy grabi do liści.
Po drugie:
Dobrze przygotowana podbudowa pod warstwę kamienia, skutecznie hamuje rozwój chwastów. Jeśli pojawią się źdźbła traw wystarczy je zniszczyć, szurając po nich nogą. Chwasty słabo trzymają się podłoża.
Po trzecie:
Na sypkiej nawierzchni bez problemu umyjesz swoje auto, wymienisz olej i nawoskujesz nadwozie. Nie musisz się martwić, że rozlane płyny zabrudzą kamyki. Nic na nich nie znać!
Po czwarte:
Błoto z dziecięcych gumowców, ślady psich łap po spacerze, rozlane soczki, tłuszcz i bóg wie co jeszcze, to wszystko jest całkowicie niewidoczne. Wielokrotnie słyszałam, że mam niezwykle czyste podwórko, choć tak naprawdę od lat go nie zamiatam.
Po piąte:
Dobrze dobrany kamień łatwo się klinuje i z biegiem czasu tworzy twardą i dość zbitą nawierzchnię, po której bez problemu przejedziesz samochodem. Ewentualne zagłębienia wyrównasz, wygładzając je nogą.
Po szóste:
Kamień jest ekologiczny. Unikasz w ten sposób powszechnego zabetonowania i nie masz problemu z odprowadzaniem wody opadowej. Nie ciąży też nad tobą widmo podatku od kostki brukowej.
Po siódme:
Kamień jest tańszą i niezwykle atrakcyjną alternatywą dla tradycyjnej kostki. Znajdziesz go w różnych frakcjach i kolorach. Z łatwością dobierzesz pasujący kolor do elewacji czy dachu budynku.
Po ósme:
Oryginalny wygląd, który rzuca się w oczy. Wszechobecny bruk jest monotonny. Kruszywa to powiew świeżości w zalanych betonem polskich podwórkach.
Po dziewiąte:
Sypką nawierzchnię z łatwością uzupełnisz, dosypując kamyki. Ma to ogromne znaczenie zwłaszcza przy nowo wybudowanych domach. Naturalne osiadanie ziemi, które trwa latami, może doprowadzić do zapadnięcia się kostki brukowej, którą potem ciężko naprawić. W przypadku kamienia nie ma z tym większego problemu. Kruszywo wybacza błędy i pozwala zatuszować niedociągnięcia. Możesz też dowolnie aranżować teren wokół domu czy dokonywać późniejszych prac ziemnych. Zrywanie kostki brukowej wymaga wiele pracy i doświadczenia.
Po dziesiąte:
Kamień jest uniwersalny i pasuje do nowoczesnych, jak i typowo wiejskich budynków. Jego praktyczny i atrakcyjny wygląd sprawia, że od lat stosuje się go na nawierzchniach i w ogrodach największych brytyjskich rezydencji. Możesz się więc poczuć niezwykle wyjątkowo!
O czym musisz pamiętać, zanim zdecydujesz się na kruszywo przed domem?
Tak jak w przypadku kostki brukowe, będą potrzebne specjalne obrzeża, które utrzymają kamienie w jednym miejscu. Wysypanie kruszywa na goły plac przed domem sprawy nie załatwi. Pod wpływem chodzenia i jeżdżenia samochodami, kamyki szybko uciekną na boki, tworząc szpecące koleiny. Specjalna opaska utrzyma kamień w kupie. Ważne, aby wystawała nieco ponad poziom kamieni. Umożliwi to ich ewentualne dosypywanie.
Ważna jest frakcja i rodzaj kamienia. Najlepiej sprawdzą się wytrzymałe na warunki atmosferyczne grysy o frakcjach 8-22mm. Znajdziesz wiele rodzajów grysu — granitowy, bazaltowy, dolomitowy czy wapienny. Każdy w innym kolorze. Wybieraj kamienie o ostrych, nieregularnych krawędziach, które łatwo się klinują. Unikniesz w ten sposób efektu zapadania się i rozjeżdżania kamyków na boki. Dobrze klinujące się kruszywo tworzy zbitą i twardą powierzchnię.
Zanim wysypiesz kamień, zadbaj o dobrą podbudowę. Podobnie jak w przypadku kładzenia kostki brukowej, podłoże musi być solidnie ubite i wyłożone warstwą klińca.
Zamów więcej kamienia niż potrzebujesz. Dostawa kruszywa jest droga, co bardzo komplikuje późniejsze dokupowanie jego niewielkich ilości. Warto od razu zamówić więcej, a nadwyżkę trzymać w workach. Z doświadczenia wiem, że taki kamyk bardzo się przydaje. U mnie został także wykorzystany do ozdobienia skalniaka i ziemi wokół tarasu.
Nie wysypuj zbyt grubej warstwy kamienia. Cieńsza warstwa szybciej się klinuje i nie daje poczucia “grzęźnięcia” w podłożu. Jeśli z biegiem czasu uznasz, że kamieni jest zbyt mało, to możesz ich dosypać ze swoich zapasów. Dlatego właśnie kupowanie kruszywa na przysłowiowy "styk" jest bardzo ryzykowne.