— Mamo, to Ty będziesz pszczelarzem?
— Taki mam zamiar.
— Ale nie możesz, bo nie jesteś jeszcze taka stara, a tylko starzy ludzie mają pszczoły! No i jesteś dziewczynką, a tylko starzy chłopcy są pszczelarzami, jak dziadek Władek!
(Aleksander, lat 5)
Kiedy kilka lat temu zdecydowałam, że będę prowadziła własną pasiekę, wywołałam niezłe zamieszanie. Baba, do tego z miasta i pszczoły?! Na pewno polegnie po pierwszej zimie, albo kiedy zostanie porządnie pożądlona. Straci rodziny pszczele, pieniądze i zapał.
Nie straciłam, a z roku na rok mam go coraz więcej.
Baba z miasta zakłada pasiekę
Niewielką pasiekę prowadził mój teść. Pamiętam kiedy po raz pierwszy skosztowałam prawdziwego miodu. Smakował tak wyjątkowo, że wydawał mi się wręcz nieautentyczny. Był to czas, kiedy na stałe mieszkaliśmy na brytyjskiej prowincji i później wielokrotnie próbowałam odnaleźć ten sam smak, testując różne rodzaje miodów. Kupowałam produkty lokalne, jak i sprowadzane z Nowej Zelandii czy Australii. Wyjątkowego smaku miodu z pasieki teścia nigdy nie udało mi się odnaleźć. Wtedy zrozumiałam, że tamten miód był 100% dziełem pszczół, powstałym w sposób najbardziej naturalny i ekologiczny. Próżno było szukać takich smaków na sklepowych półkach.
Po powrocie do Polski zaczęłam pomagać przy pszczołach. Na pasieczysko do teścia przyjeżdżałam w wolnej chwili, ale ze względu na odległość, takie wyprawy były dość uciążliwe. Miałam wtedy 2 własne ule. Pewnego dnia zdecydowałam, że idę na swoje i zabieram pszczoły do siebie.
Nie cierpię owadów, czyli robisz to na własną odpowiedzialność!
Nigdy nie widziałam swojego męża tak zestresowanego i spiętego, jak podczas transportu pszczół na naszą działkę. Nerwowe bzyczenie owadów dochodzące z wnętrza uli, które przewoziliśmy w bagażniku samochodu, było dla niego przerażające. Perspektywa wydostania się pszczół i opanowania wnętrza auta była tak paraliżująca, że większość drogi pokonaliśmy w milczeniu.
— Ja przy tym robić nie będę! Wiesz, że nie znoszę owadów, one ciągle mnie gryzą! — powiedział, kiedy w końcu dojechaliśmy na miejsce.
— Tak, wiem, robię to na własną odpowiedzialność! — przyznałam z uśmiechem.
Ule stanęły na końcu działki. Był koniec kwietnia. Wczesnym rankiem otworzyłam wylotki, a pszczoły rozpoczęły nerwowe obloty po nieznanym dotąd terenie.
Męska twarz pszczelarstwa
Nie ma przesady w stwierdzeniu, że kobiet w pszczelarstwie praktycznie nie ma, że to domena mężczyzn. Jeszcze kilkanaście lat temu pszczelarstwo w ogóle traktowane było po macoszemu, w kategoriach mało znaczącego zajęcia, którym zajmowali się mężczyźni w starszym wieku. Obraz dziadka pochylającego się nad drewnianym i mocno wysłużonym ulem ma w głowie wielu z nas. Nawet moje dzieci, choć należą do nowego pokolenia, w ten sposób postrzegają postać pszczelarza. Być może to zasługa starszego Pana, który regularnie odwiedza przedszkole z pokazowym ulem, a może ich dziadka, który częstuje wnuki plastrem miodu wprost ze swojej pasieki. Własna matka zbierająca miód i doglądająca pszczół, to wciąż słaby powód, aby takie wyobrażenie zmienić. Jest nas zbyt mało.
Można śmiało powiedzieć, że kobiety grzebiące w ulach, to niecodzienny i rzadko spotykany obrazek.
A jednak czasy się zmieniają. Dawniej nikt pszczół poważnie nie traktował. Owady te stanowiły jedynie dodatek do typowej gospodarki rolnej prowadzonej na wsi. Nikt nie myślał o zakładaniu pasieki w kategorii głównego zajęcia, które przynosiłoby korzyści. Dziś jest inaczej. Pszczelarstwo ciesz się coraz większym zainteresowaniem także wśród ludzi, którzy z pszczołami nie mieli nic wspólego. Powstają małe, hobbystyczne pasieki, pozwalające pozyskać produkty pszczela na własne potrzeby, ale i takie, które stanowią główne źródło dochodu.
Pszczół w naszym kraju przybywa, bo coraz więcej osób docenia i rozumie jak wiele korzyści płynie z pracy tych niepozornych owadów.
Dlaczego akurat pszczoły i co tak naprawdę im zawdzięczamy?
— Mężowi Pani kupuje? — zapytał mnie sprzedawca w sklepie pszczelarskim, nurkując w pudełkach w poszukiwaniu kraty odgrodowej.
— Nie, dla siebie potrzebuję.
— To Pani ma pszczoły?! — mężczyzna wystawił głowę z kartonu, nie kryjąc zaskoczenia.
— No mam, a co w tym dziwnego?
— No bo to takie mało kobiece zajęcie, u mnie sami pszczelarze, w sensie mężczyźni kupują. A dlaczego akurat pszczoły Pani hoduje? Nie strach, że pogryzą? Panie to raczej od owadów trzymają się z daleka. Moja żona to do ula w życiu nie podejdzie.
— A u mnie mąż! Widzi Pan, jak to życie się przewrotnie układa.
Śmiech.
Pytanie o pszczoły pojawia się często. Dlaczego akurat owady, a nie kury czy króliki?
Żyjemy w czasach, w których towarzyszy nam szybkie tempo życia, stres, niezdrowe odżywianie, dopadają nas choroby cywilizacyjne. Coraz częściej zdajemy sobie też sprawę, jak bardzo niszczymy nasze środowisko naturalne. Sądzę, że każdy myślący człowiek prędzej czy później odkryje wewnętrzną potrzebę, aby coś zmienić, aby swój mały wkład, swoją przysłowiową cegiełkę na rzecz ochrony przyrody dołożyć. Einstein powiedział kiedyś, że jeśli wyginą pszczoły, to człowiekowi zostaną 4 lata życia. Już wtedy dostrzegano ogromny wkład pszczół w utrzymanie prawidłowego funkcjonowania wielkiego ekosystemu, którego częścią jesteśmy.
Według Organizacji ds. Wyżywienia i Rolnictwa ONZ, 100 gatunków roślin uprawnych zapewnia około 91% żywności na całym świecie. 76 z nich wymaga zapylania przez pszczoły. Tym niezwykłym owadom zawdzięczamy ponad 4 tysiące różnych odmian warzyw. Gdyby przełożyć produkty będące efektem pracy pszczół na konkretne pieniądze, to globalna wartość zapylania szacowana jest do nawet pół tryliona dolarów.
Pszczoły zapylają nie tylko rośliny, które spożywamy my — ludzie. Większość z nich stanowi także podstawę diety zwierząt gospodarskich. Gdyby zabrakło owadów, pozostałyby jedynie zboża i kukurydza.
Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że pszczoły przyczyniają się do utrzymania wielu gatunków dzikich ssaków i ptaków. Owoce jarzębiny, głogu, jeżyn, malin, jagód i innych roślin, którymi się żywią leśne zwierzęta, powstają właśnie dzięki zapyleniu przez pszczoły. Obecność takiego pokarmu w przyrodzie jest kluczowa dla wszystkich roślinożerców, zwłaszcza w okresie jesienno—zimowym.
Często nie mamy pojęcia, jak wielki wpływ na życie innych, mają te malutkie owady. Ptaki w obronie przed pasożytami znoszą do swoich gniazd zapylane przez pszczoły wrotycz i lawendę. Dzięki nim chronią siebie i swoje młode przed chorobami, a także dezynfekują swoje gniazda.
Naukowcy już dawno odkryli, że zapylanie krzyżowe, które odbywa się dzięki pszczołom, nie ma sobie równych. Znacznie przewyższa te dokonywane za pomocą wiatru. Zapylanie roślin przez owady ma bezpośredni wpływ na zwiększenie plonów, a także ich lepszą jakość. Owoce są smaczniejsze, większe i bardziej kształtne.
Pszczoła miodna spełnia jeszcze jedną bardzo ważną funkcję. Można powiedzieć, że pełni rolę biomarkera czystości środowiska. Kiedy zaczyna chorować lub ginąć, oznacza to, że została przekroczona pewna niewidzialna granica degradacji przyrody. To także sygnał dla nas, że w swojej szkodliwej działalności posunęliśmy się za daleko, że konsekwencje naszych poczynań mogą być katastrofalne.
Pszczoła w roli ambasadora działań na rzecz ekologii
Ktoś kiedyś powiedział, że pszczoła ma doskonały PR (public relations). I faktycznie, jest w tym dużo prawdy. Rozmyślając o pszczołach towarzyszy nam wyraźne uczucie sympatii, którego nie doświadczamy, mówiąc o innych owadach. Między pszczołami a człowiekiem panuje niezwykła koegzystencja. Obok ogromnych korzyści, jakie wywierają na środowisko naturalne, dostarczają nam coś jeszcze. Jako jedyne owady, wytwarzają niezwykle wartościowe produkty, które możemy spożywać. Są to miód, pyłek, propolis, pierzga, mleczko pszczele i wiele innych naturalnych surowców. Co najważniejsze, mają one niezwykłe właściwości zdrowotne i stanowią doskonałą alternatywę dla wielu produktów syntetycznych.
Dla mnie opieka nad pszczołami i dbanie o ich zdrowy rozwój to coś więcej. To niezwykłe poczucie bliskości z naturą, spełnienia i odprężenia. Potrzeba pomagania tym niezwykłym owadom stanowi świetną motywację do wielu działań na rzecz zwiększenia bioróżnorodności i ochrony środowiska. Sadzenie nowych drzew, krzewów, miododajnych kwiatów i ograniczanie przesadnego koszenia łąk, stanowi istotny wkład w poprawę jakości życia nas wszystkich. Świadomość społeczna rośnie i coraz więcej ludzi rozumie niepodważalną rolę zapylaczy w przyrodzie.
Pszczoły stają się doskonałą reklamą branży turystycznej. Popularne staje się mówienie o Apiturystyce, czyli połączeniu turystyki z terapią produktami pszczelarskimi. Coraz częściej wykorzystuje się też same pszczoły w profilaktyce zdrowotnej, ponieważ praca z tymi owadami uspokaja, relaksuje i uczy panowania nad emocjami. Wiele pasiek otwiera się na zwykłych ludzi, którzy nigdy wcześniej kontaktu z pszczołami nie mieli, a teraz są bardziej świadomi i chcą poznać życie tych niezwykłych owadów.
Trzeba nauczyć się pszczoły kochać i szanować
Przyznam, że jest w tych małych i włochatych owadach coś niezwykle fascynującego. Uwielbiam patrzeć na pszczoły, zwłaszcza gdy wieczorem pospiesznie wracają na pasieczysko. Są obładowane pyłkiem, czasem pod jego ciężarem trudno im wylądować. A jednak lecą, niestrudzenie próbują wgramolić się do środka ula. Niektórzy patrzą na pszczoły i nic nie widzą. Ale doświadczony pszczelarz widzi wszystko. Pszczoły mówią. Za pomocą określonych ruchów odwłoka zwanych tańcem, lotna pszczoła mówi swoim siostrom, gdzie znajduje się drzewo z nektarem, w którym kierunku trzeba lecieć. I siostry lecą do pożytku oddalonego o dwa kilometry. Znajdują go z dokładnością do 1 metra. Cała rodzina obsiada takie drzewo, aż do wykorzystania zapasu. Czyż może być coś bardziej doskonałego? Samotna pszczoła nie znaczy nic, ale jako rodzina stanowi organizm idealny.
Żeby być dobrym pszczelarzem, trzeba te owady kochać. Nauczyć się rozpoznawać ich nastroje. A pszczoły mają swoje charaktery i temperamenty. Kiedy zmienia się pogoda, zbiera się na deszcz, albo brakuje pożytków, stają się nerwowe. Lepiej im wtedy nie przeszkadzać. To wyczucie pomaga lepiej prowadzić pasiekę i nie wchodzić sobie niepotrzebnie w drogę.Praca z pszczołami uczy spokoju i dystansu do świata. Jest też szalenia wciągająca, bo kiedy otwieram ul, to nie myślę o niczymi innym. Nie liczy się nic poza pszczołami. Uwielbiam także to, że na pasieczysko idę sama, bez męża i dzieci. To taka moja dłuższa chwila wytchnienia, której każdy czasem potrzebuje. Pszczoły to wspaniali towarzysze, bo nie hałasują, nie płaczą, nie zadają mnóstwa pytań. Są dla mnie lekarstwem na stres i zmęczenie. To zupełnie inny rodzaj interakcji między człowiekiem a zwierzęciem i całkowicie niepodobny od tego, jaki towarzyszy nam podczas kontaku z psem albo kotem.
Te niezwykłe owady trzeba kochać i sznować, bo gdy wyginą, nasze życie będzie ciężkie i niezwykle kosztowne.