Temat stary jak świat. Mały niejadek to koszmar gorszy niż ten z ulicy Wiązów. Odmawiające posiłków dziecko, może doprowadzić do rozpaczy i stać się powodem codziennych awantur. Jak tu przekonać malucha, że twoja zupka jest pyszna i ma mnóstwo witamin, a kotlecik nie kłuje w ząbki? O warzywach czy pokrojonym jabłuszku nawet nie warto wspominać, bo na ich widok dziecko krzywi się i próbuje uciekać, gdzie pieprz rośnie. Zniknąć chciałabyś i ty, bo jako matka niejadka czujesz się bezsilna, zła i masz poczucie, że przegrywasz w roli rodzica.
Awantury przy stole — smutna codzienność tysięcy rodzin
Kilka dni temu wybraliśmy się z chłopcami na wycieczkę rowerową. Na trasie natrafiliśmy na kameralną kawiarnię pod chmurką. Kilka osób podobnie jak i my, zatrzymało się tu na kawę. Kupiliśmy napoje i rozsiedliśmy się wygodnie na leżakach. I nie byłoby w tym nic specjalnie wartego uwagi, gdyby nie obecność rodziny z około 2-letnią córką — niejadkiem. Matka uzbrojona w telefon, z którego rozbrzmiewał dźwięk bajki, próbowała zmusić dziewczynkę do przełknięcia niewielkiego kęsa kanapki. Dziecko marudziło, wyginało się, zaciskało usta i wyciągało ręce po telefon. Jedzenia nie przełknęło. Matka nie dawała za wygraną. Siedzący obok ojciec próbował zabawiać dziewczynkę, lecz po chwili stracił cały entuzjazm. Sytuacja stawał się napięta, głosy rodziców były coraz bardziej podniesione, a mała za nic nie chciała współpracować. Zdenerwowana kobieta prasnęła telefonem wyłączając jednocześnie bajkę, a kiedy głośny wrzask dziecka zmusił je do otwarcia ust, matka z partyzanta wpakowała jedzenie do środka. Dziewczynka krzyknęła jeszcze głośniej, a przemyconą kanapkę demonstracyjnie wypluła na stół. Później było już tylko gorzej, bo zaczęły padać wzajemne oskarżenia. Ojciec winił matkę za nachalność i głupotę, a matka ojca za brak zaangażowania i olewanie problemu. Taki standard, znany wielu rodzinom z autopsji. Znasz to i ty?
Na temat dzieci i ich fanaberii żywieniowych można by mówić godzinami. Maluchy przechodzą przez wiele skoków rozwojowych, podczas których zmienia się ich zachowanie i sposób patrzenia na świat. To, co jeszcze tydzień temu było smaczne i kuszące, dziś jest obrzydliwe i niejadalne. Jeśli jako młoda matka myślisz, że karmienie piersią jest największym utrapieniem, to jesteś w błędzie. Prawda jest taka, że jeśli źle pokierujesz dietą swojego dziecka, to możesz być pewna, że odpłaci ci pięknym za nadobne, czyli niejedzeniem, grymaszeniem i terroryzowaniem wszystkich wokół.
Liczy się dobry start, czyli rozszerzanie diety dziecka metodą BLW
O popularnej metodzie BLW przeczytasz naprawdę wiele fachowych informacji. Stosowałam ją przy obu moich synach i z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu. BLW (z ang. Baby Led Weaning, Bobas Lubi Wybór) to świetny sposób na rozszerzanie diety malucha, bo pozwala dzieciom na smakowanie rozmaitych produktów i samodzielne odkrywanie, nieznanych dotąd pokarmów.
Obaj moi synowie urodzili się w Wielkiej Brytanii, gdzie podejście do rozwoju dzieci i rozszerzania ich diety jest dość elastyczne. Położne zachęcają matki do wcześniejszego wprowadzania pokarmów stałych, bez jakiejś szczególnej psychozy na punkcie alergii pokarmowych. Przyznam, że nie byłam specjalnie ostrożna podczas dobierania nowych smaków. Często mieszałam różne rodzaje warzyw lub owoców. Podawanie samej marchewki przez kilka dni i pełna napięcia obserwacja dziecka, czy aby nie puchnie i nie pokrywa się wysypką było dla mnie kuriozalne. Mam wielki szacunek do mam, które w ten sposób, wytrwale i skrupulatnie rozszerzają dietę swoich dzieci. Ja nie miałam do tego cierpliwości. Żaden z moich synów nie okazał się alergikiem pokarmowym i nie nabawił się jakiejś strasznej choroby, natomiast z apetytem wcinał nowe smaki. Kiedy moi synowie potrafili samodzielnie siedzieć, chwytać rączką i celować do buzi, papki zamieniłam na jedzenie w kawałkach. I tu zaczyna się prawdziwe BLW i największa zabawa. Na talerzyku lądowały pokrojone warzywa, owoce, kasza. Wraz z rozwojem dziecka można rozszerzać wachlarz produktów. Na talerzu musi być kolorowo i interesująco. Kto z nas nie lubi szwedzkiego stołu? Różnorodne potrawy, które możemy smakować i samodzielnie wybierać są świetną sprawą. Dużo lepszą niż talerz kapuśniaku, który nie wszyscy lubimy, prawda? Z dziećmi jest podobnie. BLW to taki bufet dla najmłodszych.
Dlaczego warto stosować metodę BLW?
Cudownie uczy samodzielności. Dziecko je samo, decyduje ile i co zje z talerza. Ten brak ciągłego zaangażowania w karmienie dziecka jest dla mnie chyba największą zaletą, bo umożliwia rodzinne spożywanie posiłków, bez pośpiechu i obaw, że za chwilę wystygnie nam zupa. Dzieci, którym pozwala się jeść bez przesadnego nadzoru rodziców, nie czują presji związanej z tym, ile powinny skonsumować. Maluch sam decyduje kiedy ma pełny brzuszek. Badania pokazują, że dzieci, którym daje się duży wybór i pozwala samodzielnie decydować o ilości spożywanego posiłku, dużo rzadziej stają się niejadkami. Są też dużo bardziej otwarte na nowe smaki i częściej sięgają po zdrowe produkty.
Na koniec trzeba wspomnieć o ćwiczeniu koordynacji poprzez chwytanie i celowanie do buzi oraz rozwijaniu zmysłów (dziecko rozpoznaje różne smaki, konsystencję i kolory pokarmów). Na temat BLW jest mnóstwo świetnej literatury.
No dobra, dość tych zachwytów nad metodą BLW. Teraz trochę sobie ponarzekam.
Najbardziej wkurzający jest bałagan. Nie ma co ukrywać, że małe dziecko potrafi rzucać jedzeniem po kuchni, rozgniatać je na ubraniu, wcierać sobie we włosy i pakować do nosa. Po takim posiłku, zwłaszcza na początku, przysłowiowy burdel może przerazić do tego stopnia, że niektóre mamy rezygnują z BLW na rzecz samodzielnego karmienia malucha. Nie warto się poddawać. Na pocieszenie napiszę, że z czasem jest dużo lepiej. Na początku przygody z BLW polecam zakup prostych, plastikowych krzesełek do karmienia, które można wpakować pod prysznic i bezproblemowo zmyć wodą. Do tego koniecznie gumowy fartuszek. Fotelik najlepiej ustawić centralnie na środku pomieszczenia, z dala od ścian i mebli. Kiedyś pozwoliłam synowi jeść posiłek przy ścianie, przez co konieczne było ponowne jej malowanie.
Problemem może też być konieczność przygotowywania kilku różnych potraw. BLW ma sens tylko wtedy, jeśli pozwolimy dziecku wybierać spośród kilku różnych pokarmów. Położenie na talerzu jedynie pokrojonego w kostkę jabłka, albo kawałka ziemniaka, to w oczach dziecka mało interesujący posiłek. Czy będzie chciało go zjeść ze smakiem? Każdy lubi mieć duży wybór, prawda?
BLW wymaga też pewnego planowania i posiadania w spiżarce ciekawych dla malucha produktów. Idealne są kolorowe warzywa, owoce, makarony w różnych kształtach. Oczywiście na późniejszym etapie, podanie typowego obiadku w postaci pomidorówki i kopytek jest zupełnie ok. Różnorodność jest szczególnie ważna na początku żywieniowej drogi.
A co jeśli na stosowanie BLW jest za późno, a twoje dziecko wyrosło na niejadka?
Powodów, dla których dziecko odmawia jedzenia, może być kilka. Nie zawsze są one błahe, dlatego zalecam wizytę u dobrego pediatry. Brak apetytu to nie zawsze fanaberia. Czasem powodem mogą być pasożyty, trwające infekcje, alergie czy kłopoty z tarczycą. Naszą czujność powinna wzbudzić utrata wagi, biegunka, ospałość dziecka lub częste pragnienie. Warto wykluczyć aspekt zdrowotny, zanim zaczniemy przymuszać niejadka, by zjadł swój obiadek.
Zdrowe dziecko nie chce jeść? — Zachowaj spokój
Święta zasada brzmi — nic na siłę. Odpuść sobie bieganie za dzieckiem z kotletem nabitym na widelec, bałaganie o kęs za mamusię i drugi za tatusia czy podobne zabawy. Siłą dziecka do jedzenia nie zmusisz, a jeśli ci się uda, to wyrządzisz mu wielką krzywdę, bo jedzenie będzie kojarzyło ze strachem i czymś bardzo niefajnym. A przecież tak nie jest. Jedzenie to wielka przyjemność i tak powinno być postrzegane także przez dzieci.
Od lat powtarzam, że zdrowe dziecko samo nie zagłodzi się na śmierć. Jeśli nie chce jeść obiadu, to ok, nie musi. Dla mnie najważniejsze jest nie to, że dziecko odmówiło posiłku, ale to dlaczego to zrobiło? No i tu wszystko sprowadza się do tych wszechobecnych przekąsek, do których większość dzieci ma stały dostęp. Jeśli maluch wciągnie paczkę żelek, pączka i wypije słodki soczek, to obiadu na pewno nie zje. Ja też po dużej kawie i kawałku ciasta czuję się syta. Czy z apetytem zasiądę do schabowego? Na pewno nie.
W domu stosuję zasadę braku podjadania między posiłkami. Jest śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek i kolacja. Jeśli po zjedzeniu śniadania, syn pyta, czy może batonika — odpowiadam nie i proponuję banana. Nie smakował obiadek? — Ok, nie musiał, ale na następny posiłek trzeba będzie kilka godzin poczekać. Nigdy nie zastępuję normalnych posiłków zapychaczami w postaci ciastek, chipsów i innych smaczków. Zostawiam je na deser, kiedy chłopaki zjedzą prawdziwy posiłek. Gotuję jednakowo dla wszystkich. Decyduję, co trafia na talerze moich synów, a oni — ile z tego zjedzą.
Jeśli twój niejadek lamentuje nad talerzem zupy, to zamiast wściekać się i po raz setny namawiać na jej skonsumowanie, radzę ci od serca — odpuść. Pozwól dziecku odejść od stołu i poczekać kilka godzin na kolejny posiłek. To zdrowe zasady, które stosuje się w przedszkolu czy szkole. Gdy na wakacyjnej kolonii dziecko zostawi nietknięty obiad, to nikt naleśników smażyć mu nie będzie, prawda? Jeśli wydaje ci się, że wyrządzasz maluchowi wielką krzywdę, że umrze z głodu i nie dotrwa do kolejnego posiłku, to jesteś w wielkim błędzie. Jasne i konsekwentnie przestrzegane zasady to klucz do sukcesu.
Nie wyśmiewaj, nie wytykaj palcami i nie nazywaj niejadkiem
To prawda, że jeśli zaczniemy nasze dzieci szufladkować, to nie będą miały innego wyjścia, jak przyjąć narzucone przez nas cechy. Wszystkie negatywne przekazy komunikowane często ze złością i wzburzeniem wyrządzają wielką krzywdę. Skoro wszyscy nazywają mnie niejadkiem, to nim będę — w ten sposób myśli dziecko. Takie szkodliwe myślenie przekłada się na konkretne działanie. Zamiast wytykać, krzyczeć i krytykować słaby apetyt malucha, lepiej skupić się na jego pozytywnym zachowaniu. — Cieszę się, że siadłeś z nami do stołu, że spróbowałaś trochę zupy. Przykro mi, że ci nie smakuje. Może w takim razie zjesz z nami kolację? Albo — Lubimy jeść z tobą posiłki. Szkoda, że nie zjadłeś z nami śniadania. Może wspólnie zjemy obiad? Lub — Przykro mi, że czujesz się zmęczony i nie masz ochoty na posiłek. Zrobiłam spaghetti specjalnie dla ciebie, zawsze je lubiłeś. Może jutro poczujesz się lepiej i zjesz z apetytem?
Dziecko, któremu wytyka się złe zachowanie przy stole, podczas posiłków, będzie unikało takich sytuacji, a więc stroniło od wspólnego jedzenia.
Wspólne zakupy i uprawa warzyw
Zabieraj swojego niejadka na zakupy, ale nie po ciastka i słodkie napoje, lecz po zdrowe produkty żywnościowe. Zanim wyruszycie z domu, zróbcie wspólną listę zakupów. Zapytaj, co dziecko chciałoby zjeść na obiad lub kolację. Z góry ustal, że nie kupujecie żadnych słodyczy. Tworzycie listę zdrowych produktów, z których przygotujecie posiłki dla całej rodziny. Pozwól maluchowi wybierać najbardziej kolorowe owoce i najbardziej zabawne warzywa. Niech znajdzie śmiesznie powykręcaną marchewkę lub największego ziemniaka. Zakupy w warzywniaku to dla większości dzieci wielka frajda. Moi synowie uwielbiają wybierać kolorowe owoce i warzywa. Ważne, abyś ustaliła jasne zasady, których będziesz się konsekwentnie trzymała — kupujemy tylko zdrowe produkty. Na naszej liście zakupów nie ma słodyczy! W ten sposób nauczysz swoje dziecko, że sklep, to nie wielki magazyn cukierków. Kupuje się w nim także inne rzeczy, potrzebne do zdrowego rozwoju.
Idealnie byłoby zaangażować malucha w uprawę ogródka warzywnego. Sadzenie rzodkiewek, sałaty czy pomidorów, dbanie o nie i obserwacja ich wzrostu, to dla dzieci najlepsza lekcja na świecie. Od kilku lat wspólnie z synami sadzimy nasze warzywa. Razem decydujemy, jakie sadzonki kupimy i gdzie je posadzimy. Radość i zaangażowanie dzieci przy tej pracy są naprawdę ogromne. Moim synom banan nie schodzi z ust.
Nie masz ogrodu? Ok, to może balkon? Też nie? W porządku, na parapecie też można prowadzić uprawę ziół, pomidorków czy rzodkiewek. Od kilku lat mamy kiełkownicę. Kupisz ją za niewielkie pieniądze. Trzy plastikowe tacki wystarczy wypełnić nasionami na kiełki i regularnie podlewać wodą. Łatwa czynność, w którą możesz wciągnąć swoje dzieci. W sklepach znajdziesz wiele różnych odmian kiełek (rzeżucha to nie wszystko!). Każda z nich smakuje inaczej. Taka uprawa jest banalnie prosta, a po kilku dniach macie gotową do spożycia bombę witaminową, która świetnie smakuje na kanapce lub jako dodatek do sałatki. W tych wszystkich zabawach chodzi przede wszystkim o to, aby zaangażować dziecko w proces powstawania, kupowania i przygotowywania posiłków. Jedną z podstawowych zabaw dzieci jest zabawa w kucharza. Robienie babek z piasku, zupy z trawy i liści to niezła frajda. Wystarczy jeśli zabawę “na niby” zamienisz na tę “w realu”.
Nie chcesz obiadu, bo nie jesteś głodny? Więc na deser też nie masz ochoty
Tu wszystko rozbija się o konsekwencję. Jeśli nauczysz swoje dziecko, że w ramach rekompensaty za niezjedzony obiad, dostanie od ciebie coś słodkiego, to możesz być pewna, że będzie to wykorzystywać. Kapuśniak nie ma szans w starciu z lodami czy lukrowanym pączkiem. Dziecko wiedząc, że za odmowę normalnego posiłku może dostać coś, co lubi, nie będzie nawet próbowało go przełknąć. Mamy niejadków, zwyczajnie kapitulują i w obawie przed zagłodzeniem się dziecka na śmierć, podają to, co będzie jadło — słodycze. To najgorszy sposób z możliwych. Cukierki, ciastka, żelki czy batoniki nigdy nie powinny być zamiennikiem normalnych posiłków. Jeśli dasz sobą manipulować, to popadniesz w błędne koło, z którego bardzo trudno będzie ci się wydostać.
Moja rada jest jedna — konsekwencja i spokój. Jeszcze nikt nad miską zupy nie umarł z głodu! Jeśli dziecko nie chce jeść obiadu, to ok, odpuść mu i sobie. Za kilka godzin podasz przecież kolację. Na miłość boską! Żadne zdrowe dziecko nie zagłodzi się na śmierć!
Uczy niejadka, że jedzenie wiąże się z dobrą zabawą
Każdy lubi zapalić grill, upiec kiełbaski na ognisku czy zorganizować piknik z przyjaciółmi. Jedzenie stało się tak ważną częścią naszego życia, że nie wyobrażamy sobie imprez, wyjazdów wakacyjnych czy rodzinnych spotkań bez czegoś na ząb. Jedzenie to wielka przyjemność i tak powinny postrzegać to dzieci. Stare jak świat powiedzenie, że na powietrzu apatyt rośnie, ma w sobie mnóstwo prawdy. Nie bój się wychodzić ze swoim niejadkiem do ludzi. Organizuj piknik, idź do restauracji, rób grilla i zapraszaj znajomych. Radość, zabawa i dobre jedzenie powinny stanowić jedność. Kilka lat temu byliśmy na imprezie urodzinowej, na której ze względów zdrowotnych dziecka, nie było żadnych słodyczy. Zamiast tego królowały kolorowe owoce i warzywne chipsy. Żadne z dzieci nie zauważyło braku słodkości. Po ogrodzie biegały z kawałkami ananasa i chipsami z marchewki.
Odpuść i daj dziecku pusty talerz
Niejadek nie znosi być zmuszany do jedzenia. Powiedzmy sobie szczerze, nikt nie lubi być namawiany do czegoś, na co nie ma ochoty. Zamiast ładować górę żarcia na talerz przerażonego dziecka, lepiej postaw jedzenie na stole i wręcz maluchowi pusty talerz. Pozwól mu samodzielnie nałożyć to, na co ma ochotę. Jeśli na talerzu położył mikroskopijny kawałek ziemniaka, to ok, odpuść sobie nagabywanie o większą porcję. Nie zmuszaj, nie nalegaj. Łyżka zupy i ma dość? — Niech tak będzie. — Zaakceptuj i pochwal go za to, że spróbował.
Metoda z talerzem jest fajna, bo daje dziecku poczucie kontroli nad tym co i w jakiej ilość zjada. Pusty talerz to brak presji i strachu przed jedzeniem.
Nie chcesz jeść? Nie musisz, czyli puste miejsce przy stole
Często tak masz, że kiedy wołasz rodzinę na obiad, twój niejadek odpowiada, że nie jest głodny? Po raz kolejny mówię — odpuść! Zostaw puste miejsce przy stole. Dlaczego? Bo kiedy reszta domowników zajada ze smakiem, rozmawia o wesołych rzeczach i dobrze się bawi, to twój niejadek — słucha. Tak, słucha i wyczekuje reakcji. Mój syn potrafił obrażać się przed obiadem i odmawiać jego zjedzenia. Po chwili słysząc nasze śmiechy, przychodził do kuchni i ze zdziwieniem odkrywał brak swojego talerza. —A gdzie mój obiad? — Przecież nie chciałeś jeść. Czy zmieniłeś zdanie?
Pamiętaj. Czasem ignorowanie dziecka jest bardzo dobrym posunięciem. Budowanie przesadnej oprawy wokół jedzenia, tworzenie nerwowej atmosfery i presji, daje odwrotny skutek do zamierzonego!
Nie masz ochoty na rosół? Ok, zróbmy spaghetti!
Masz teraz ochotę na schabowego? Ja też nie. A może zjadłabyś kaszankę? Nigdy w życiu! Jeśli twoje dziecko mówi, że nie ma ochoty na rosół, to zapytaj, co chciałoby zjeść? Dzieci też mają swoje preferencje. Lubią makaron bardziej niż bigos, kochają pomidorówkę, a nie trawią botwinki. Nie możesz wymagać, aby twój niejadek zjadał wszystkie twoje potrawy, nieważne jak długo stałaś przy garach i ile pracy włożyłaś w ich przygotowanie. Czasem trzeba odpuścić i zwyczajnie zapytać — na co masz ochotę? Kluczowe jest tu słowo “czasem”. Nie możesz przyzwyczaić dziecka do tego, że gorszy obiad może zawsze zamienić na coś innego.
Bajki na telefonie, tablecie i domowy Muppet Show
Nie jestem zwolenniczką zabawiania dzieci podczas posiłków. Rodzinny obiad w miłej atmosferze powinien być wystarczająco przyjemny. Często to także jedyna okazja do szczerych rozmów. Jeśli przyzwyczaisz dziecko do oglądania bajek, to ciężko będzie mu bez nich funkcjonować. Kładzenie przed maluchem telefonu z bajką w restauracji jest niestety częstym zjawiskiem. Jeśli twoje dziecko nie tknie posiłku bez kreskówki, to znaczy, że masz poważny problem. Odstawiłabym wszystkie zabawiacze, których zadaniem jest dekoncentracja uwagi. Dziecko nie skupia się na jedzeniu, ale na ruchomej animacji. Je, owszem, ale robi to mechanicznie, często nie wiedząc, co wkłada do buzi.
Czy skakałam wokół swoich synów, udając muppeta? Nie, nigdy. Skoro nie mieli ochoty na jedzenie, to nie widziałam sensu, aby ich do tego namawiać. Kilka kęsów zjedzonych na obiadek nadrabiali porządną kolacją. Nie jestem ideałem. Zdarzyło mi się stawiać przed synem tablet podczas jedzenia, ale tylko wtedy, gdy robiłam coś ważnego i potrzebowałam chwili czasu dla siebie. Robiłam to rzadko i nigdy nie przyzwyczaiłam chłopców do oglądania bajek w czasie posiłków. Tak jest i teraz. Jemy przy stole, a nie przed telewizorem.
Z bycia niejadkiem można wyrosnąć. Naprawdę. Wiem, że jest wiele mam, które z powodzeniem stosują swoje własne sposoby na niejedzące dzieci i odnoszą sukcesy. Może wspólnie uda nam się stworzyć sprawdzony sposób na niejadka? Piszcie!