No i znowu nachodzi mnie głęboka refleksja i piszę do was o drzewach. Nie mogę przejść obojętnie wobec kolejnych, żeby nie powiedzieć regularnych już działań urzędników miast i miasteczek, którzy lekką ręką wydają decyzje o wycince drzew.
Kilka dni temu, krakowski portal KRKNEWS.pl zamieścił ponowny artykuł o wycince drzew na budowie linii tramwaju od Mistrzejowic. Pod topór pójdzie 90 drzew wzdłuż ulicy Lublańskiej.
Spór o ich wycinkę toczy się od początku inwestycji. Pod wpływem petycji i licznych pikiet mieszkańców, urzędnicy zgodzili się plan budowy zmienić, aby darować życie ponad 200 drzewom, które wcześniej chcieli wyciąć. Głos w tej sprawie zabrał nawet sam prezydent Krakowa, który obiecał dokładnie przyjrzeć się argumentom mieszkańców i współpracować z nimi na dalszych etapach inwestycji.
No i to by było na tyle z tej współpracy i zrozumienia, bo podczas ostatniej rady budowy, krakowianie usłyszeli, że ich postulat o zaniechaniu wycinki drzew został odrzucony.
Powód? Główny to brak pieniędzy, bo pozostawienie 90 drzew wiązałoby się ze zmianą przebiegu linii tramwajowej, a jest to czasochłonne i kosztowne.
Mieszkańcy czują się oszukani, tym bardziej że projektant przedstawił im inne rozwiązania, które oszczędziłyby większość drzew. Urzędnicy tych rozwiązań nie przyjęli.
Choć krakowianie zapowiadają dalsze pikiety, to los starych drzew wydaje się przesądzony, bo prac nikt nie zatrzymał i wycinka trwa w najlepsze.
No i tu pojawia się moja gorzka refleksja nad naszą przerażającą bezrefleksyjnością.
Ot, powstaje sobie projekt, który z góry zakłada wycinkę ponad 200 drzew. On nie wpisuje ich w krajobraz nowej inwestycji, nie traktuje ich jako jego wartościowego elementu, ale usuwa jak najzwyklejszą przeszkodę. Dopiero potrzeba akcji mieszkańców, aby ktoś nad tym projektem się ponownie pochylił i znalazł inne rozwiązanie, bez konieczności wycinki ponad 200 drzew.
Skoro urzędy w naszym kraju działają tak lekkomyślnie, żeby nie powiedzieć bezmyślnie, to czy można się dziwić zwykłym obywatelom, że wychodzą na ulicę i walczą o każde drzewo, na które ktoś wydał wyrok?
No bo jaką możemy mieć pewność, że decyzja o wycince została dokładnie przemyślana, że debatowano nad każdą możliwością ocalenia? Że traktowano drzewa poważnie, że w tej debacie brała udział jakaś rozumna istota, świadoma bezdyskusyjnej wartości drzew?
Jaką możemy mieć pewność, że tak właśnie było? Żadną.
Dlaczego jedni w drzewach widzą wspaniałe istoty żywe, które należy bezwzględnie chronić, a inni jedynie budulec, często przeszkodę, którą można bezrefleksyjnie wyciąć? Kiedy drzewo rośnie i nie stoi na drodze naszych planów, to najczęściej nie zwracamy na nie uwagi. Ma szczęście, że jest w pewien sposób dla nas niewidoczne. Kiedy jednak zaczyna nam wchodzić w przysłowiową paradę i utrudniać zamierzenia, pierwszą myślą jest jego wycinka.
Usunięcie drzewa jest najprostszym, najszybszym i najtańszym sposobem na pozbycie się problemu. Dziś jest, a jutro go nie ma. Tak lekką ręką kilkadziesiąt lat (często dużo więcej) historii znika bezpowrotnie.
A ja życzyłabym sobie, aby te nasze drzewa, cieszyły się takim samym szacunkiem i uznaniem, jakim darzymy historyczne budowle. Żeby otaczano je taką samą opieką i dbano o ich niczym niezmąconą formę. Drzewa są przecież naszym żywym dziedzictwem i nigdy nie wolno o tym zapomnieć.
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o sytuacji drzew w Polsce, zapraszam tutaj.