Przez ostatnie dwa lata w Tatrach bywaliśmy dość często. Ruszaliśmy na szlak zarówno zimą, jak i latem. Początkowo wybieraliśmy trasy łatwe, a kiedy najmłodszy synek złapał wiatr w żagle i polubił górskie wędrówki, zaczęliśmy próbować szlaków bardziej wymagających. Nie lubimy tłumów, więc naszą wędrówkę zawsze zaczynamy rano. Zabieramy do plecaków prowiant, matę piknikową i dobre humory.
No właśnie, jak to jest z tymi humorami podczas kilkugodzinnej wędrówki?
Wiele osób pyta mnie o to, czy dzieci nie narzekają, nie marudzą podczas chodzenia? Czy trzeba je nieść na rękach, na barana, czy wchodzą nam na głowę, dają popalić i w ogóle czy nie mamy dość takich rodzinnych wypadów? Otóż nie, nie mamy, ponieważ chłopaki bardzo lubią chodzić po górach. Aby do tego doszło, musieliśmy w nich zaszczepić pasję do wspólnych wędrówek.
Zacznijmy od początku…
Dzieci nie rodzą się z zamiłowaniem do chodzenia po górach. Nie znam dziecka, które wychodzi w góry pierwszy raz i z uśmiechem na buzi pokonuje na swoich malutkich nóżkach kilkukilometrową trasę. Takie rzeczy trzeba wypracować.
Jak to wygląda u nas?
Marudzenie podczas długiej wędrówki zdarza się bardzo rzadko i zazwyczaj dotyczy młodszego synka. Oluś z racji wieku, czasem potrzebuje zachęty i wsparcia w trudnych momentach. Jednak pozytywny doping szybko zmienia jego nastawienie i poprawia mu humor. Z perspektywy dziecka kilkugodzinny spacer potrafi być nudny i monotonny. Gdy brakuje rozrywek, pojawia się marudzenie. Co wtedy? Aby tego uniknąć, urozmaicamy sobie czas, poszukując ciekawych kamyków, liści czy grając w gry słowne. Nigdy nie poruszamy się naszym, czyli dorosłym tempem. Nasz marsz zawsze dostosowujemy do najmłodszego synka i robimy przerwy na odpoczynek, gdy o to poprosi.
Chodzenie po górach z małymi dziećmi jest inne, przede wszystkim dużo wolniejsze i pochłania więcej czasu niż normalnie. Nie oznacza to, że nie można z dzieciakami zdobywać sporych szczytów i podziwiać wspaniałych widoków. Wszystko jest możliwe, pod warunkiem że w ogóle zaczniemy przyzwyczajać dzieci do chodzenia.
Kilka miesięcy temu na szlaku poznaliśmy młode małżeństwo. Byli zdziwieni, że nasi chłopcy tak dzielnie maszerują. Przyznali, że ich syn nie lubi chodzić, że szybko się męczy i marudzi. W góry zabrali go raz i stwierdzili, że nigdy więcej tego nie zrobią. To błąd. Dzieci trzeba przyzwyczajać do chodzenia po górach. Początki nie zawsze są przyjemne, ale nie wolno rezygnować. Zacznijmy od łatwych i mało wymagających tras. Mobilizujmy dziecko do pokonywania kolejnych kilometrów. Dopingujmy je, zachęcajmy, bądźmy spokojni i opanowani. Przygotujmy sobie ciekawe zabawy, w które możemy się bawić na trasie. Nasz młodszy syn lubi szukać kamyków, śladów największych butów czy grać w zgadywanki. To wszystko bardzo pomaga, pozwala przełamać monotonię i urozmaicić wędrówkę. Zabierzmy na szlak lornetkę, aparat fotograficzny, książeczkę PTTK. Wbijanie pieczątek, które znajdziemy w schroniskach, jest dla dzieciaków ogromną frajdą i zachętą do kontynuowania marszu.
Dzieci uwielbiają mieć własny ekwipunek. Czują się wtedy ważne i podekscytowane. Pozwólmy im zabrać mały plecaczek, do którego zapakują swoje skarby, butelkę wody czy kanapkę. To wszystko buduje pozytywną atmosferę i tworzy doskonałą oprawę wspólnej wędrówki.
Te z pozoru banalne czynności są naprawdę skuteczne, zwłaszcza w przypadku najmłodszych dzieci. Maksymilian jest już wprawionym piechurem i rzadko kiedy potrzebuje dodatkowych atrakcji na trasie. Największą frajdą jest dla niego sama wędrówka i zdobycie upragnionego szczytu.
Od czego warto zacząć górskie wędrowanie? Polecam standardowo zacząć od licznych tatrzańskich dolin. Jest w czym wybierać — Dolina Chochołowska, Dolina Małej Łąki, Dolina Kościeliska, Dolina Białego czy Dolina Strążyska. Są to łatwe i niezwykle widokowe trasy, a więc odpowiednie dla najmłodszych wędrowców.
Obok wspomnianych tras z chłopcami pokonaliśmy Sarnią Skałkę, Gęsią Szyję, Przysłop Miętusi czy Polanę Kalatówki. Na jedną z wypraw zabraliśmy babcię, która był wspaniale dopingowana przez starszego syna.
Próbujcie górskich wędrówek ze swoimi dziećmi. Nie bójcie się histerii, płaczu i marudzenia. To mija. Maluchy muszą odkryć, jak wielką frajdą jest wspólna wycieczka i jak wiele atrakcji czeka ich na szlaku. Nie takie Tatry straszne, a zdobywanie szczytów z dziećmi jest naprawdę możliwe!