Rodzinny wyjazd pod namiot planowaliśmy od dłuższego czasu. Nasze zamierzenia wciąż krzyżowała praca lub wyjątkowo nieprzychylna pogoda. Niegroźna burza czy jednodniowy deszcz podczas biwaku, ma swój niepodważalny urok. Jednak kiedy mowa o silnym i porywistym wietrze oraz intensywnych opadach deszczu, to sytuacja nie wygląda już zachęcająco. Namiot to jednak namiot i swój limit ma, dlatego ekstremalne warunki pogodowe woleliśmy przeczekać w domu.
Wreszcie wyjrzało słońce i weekendowa pogoda zapowiadała się nieco optymistyczniej. Spontanicznie wrzuciliśmy graty do samochodu i ruszyliśmy na rodzinny biwak w nieznane.
Dotarliśmy do województwa świętokrzyskiego. Znaleźliśmy przyjemne pole kempingowe w okolicy zalewu Borków. Teren był duży, położony obok lasu i rozlewiska. Biwakujących było sporo, ale udało nam się znaleźć zaciszne i odizolowane miejsce na namiot.
Nocowanie w namiocie z dziećmi to wielka frajda, pod warunkiem że nabierzemy sporo dystansu i zaakceptujemy nową, nie koniecznie idealną rzeczywistość.
Biwakowanie wymaga organizacji i przezorności, choć wpadki stanowić mogą powód do śmiechu i zmuszać do radzenia sobie w nowej sytuacji. Pod namiotem nic nie jest podane na tacy i nic nie trafia pod sam nos. Tu trzeba się nachodzić, nieco natrudzić i nauczyć jak ułatwiać sobie podstawowe czynności.
Do ogarnięcia jest sporo, zwłaszcza z dziećmi, ale po pierwszym wspólnym biwaku, w głowie rysuje się jasny plan, co należ poprawić, aby następnym razem pod namiotem żyło się lepiej. A żyć może się naprawdę fajnie i radośnie.
Nocowanie pod namiotem z dala od domu to wielkie przeżycie, nie tylko dla dzieci. Bliskość przyrody jest tu bezdyskusyjnie największym atutem. W nocy słyszymy szelest przemykających obok namiotu stworzeń czy hukanie sowy siedzącej na pobliskim drzewie. W dzień zaś wylegujemy się na trawie, zbieramy patyki na ognisko, jemy posiłki pod chmurką i odkrywamy okolicę. Jest naturalnie, prosto i zupełnie wyjątkowo.
Dla mnie biwak wiąże się z przyjemnym leniuchowaniem. Pod namiotem nic nie trzeba robić i nigdzie nie gonić. Atrakcją jest sam biwak i wszystko, co z nim związane. Tu kończą się wyrzuty sumienia z powodu nieróbstwa i całodniowego lenistwa. Wskazany jest psychiczny luz i rozprężenie. Wygodny dres i włosy w nieładzie jak najbardziej wpisują się w biwakową atmosferę. Pole kempingowe to nie rewia mody, sopocki deptak czy warszawskie bulwary wiślane. Tu przyjeżdżasz odpocząć i być sobą.
Nasz pierwszy weekend w namiocie był bardzo udany. Wypiłam wiadro herbaty, przeczytałam ciekawą książkę, grałam z mężem w badmintona i obserwowałam, jak moje dzieci zawiązują nowe przyjaźnie z rówieśnikami. Bo na biwakach fajne jest również to, że rodzin z dziećmi nie brakuje i każdy uśmiecha się do siebie serdecznie, rozumiejąc, po co tu przyjechał. Na kempingu życie biegnie niespiesznie i całkiem banalnie, a to nikomu nie przeszkadza i nikogo nie rozczarowuje. Czas płynie leniwie i wcale nie depcze po piętach. Życie toczy się swoim zwykłym, choć dla wielu bardzo niezwykłym w swej normalności rytmem.
Biwak to antidotum na pracoholizm, brak czasu i codzienny pośpiech. Okazja do bycia blisko, poznania siebie, swoich dzieci i małżonka. Namiot łączy (dosłownie i w przenośni) i zbliża, jak żadne luksusowe wakacje. Spróbujcie sami.