Rodzeństwo jest wspaniałe, potrafi się wspierać, dbać o siebie i troszczyć. Umie się kochać, wspólnie bawić, ale też jak nikt inny — kłócić, rywalizować i wchodzić w konflikty.
Jako matka dwóch synów dobrze znam ten temat. Bójki, krzyki i spory stanowią w naszym domu codzienność, którą czasami ciężko wytrzymać.
Dużo się pisze i mówi o zaletach posiadania więcej niż jednego dziecka, o korzyściach płynących z posiadania rodzeństwa i wychowania w rodzinach wielodzietnych. Dużo rzadziej wspomina się o awanturach, krzykach oraz konfliktach i o tym, że kochające się rodzeństwo spędza wiele czasu na kłótniach i własnoręcznym wymierzaniu sprawiedliwości.
Dziecięce spory potrafią doprowadzać do szału. Krzyki, piski i bójki mogą być nie do wytrzymania i prowadzić do załamania nerwowego rodziców. Wiele zależy od wieku dzieci, ich charakteru i temperamentu, a także sytuacji w domu. Rodzeństwo różni się między sobą potrzebami, sposobem postrzegania świata i reagowania na różne sytuacje. Te różnice prowadzą do spięć, o mniejszym, bądź większym natężeniu.
Jedno jest pewne — konfliktów nie da się uniknąć i im zapobiegać, ponieważ stanowią naturalny proces rozwoju młodego człowieka.
Z punktu widzenia rodzica, kłótnie dzieci są bezcelowe i niepotrzebne. Dlatego też większość opiekunów próbuje ingerować w rozmaite spory, przybierać rolę sędziego i starać się wyjaśniać ich przyczynę. Dla rodziców kłótnie ich pociech są powodem do zmartwień, oznaką jakichś nieprawidłowości i błędów wychowawczych. Ciężko jest przejść obojętnie obok kłócących się dzieci, choć w zdecydowanej większości przypadków, rola obserwatora, który nie angażuje się w konflikt, ma największy sens i przynosi najlepsze rezultaty.
Nadmierna ingerencja potrafi przynieść więcej szkody niż pożytku. Z doświadczenia wiem, że prowadzenie dochodzenia, poszukiwanie winnego i próby dotarcia do centrum dziecięcych konfliktów są jak walka z wiatrakami. Nie przynoszą żadnych korzyści i nie pomagają też ograniczyć częstotliwość kłótni.
Jak więc postępować, kiedy za ścianą dochodzi do kolejnej awantury?
Pozwolić dzieciom na samodzielne rozwiązanie konfliktu, a do akcji wkraczać tylko, kiedy dochodzi do przemocy fizycznej lub słownej. Choć rola obserwatora może wydawać się mało empatyczna, a nawet okrutna, to niesie ze sobą wiele korzyści. Przede wszystkim pozwala dzieciom na samodzielne rozwiązywanie problemów, uczy umiejętności negocjacji i kompromisu. Ćwiczy asertywność, stawianie granic i mówienia “nie”.
Kłócąc się, dzieci zdobywają niezwykle potrzebne umiejętności społeczne, poznają siebie i własne rodzeństwo. Rozwijają także empatię — płaczący brat czy siostra potrafi wzbudzać żałość i smutek, a także chęć zakończenia sporu.
Kłótnie i konflikty między rodzeństwem są częścią normalnego procesu rozwojowego, a przez to nie można im zapobiegać. Dzieci uczą się cennych kompetencji, które powinniśmy wspierać. Zamiast za sprzeczki ganić i wymierzać kary, o wiele lepiej jest rozmawiać z dziećmi na temat uczuć, okazywać swoje wsparcie i zrozumienie.
Rozmawiajmy z maluchami na temat sposobów rozwiązywania sporów, ale w obliczu kłótni nie proponujmy gotowych rozwiązań. Pozwólmy dzieciom na samodzielne podejmowanie decyzji i szukanie wyjścia z nieporozumień na własną rękę. Wśród dzieci, konflikty wybuchają błyskawicznie i równie szybko przechodzą w niepamięć. Moi synowie, potrafią głośno kłócić się i popychać, a chwile później trzymając za ręce iść na wspólny spacer. Nasza ingerencja nie zawsze jest wskazana, a przekonanie, że jako dorośli wiemy lepiej i widzimy więcej, nie zawsze słuszne.
Czasem brak reakcji jest najlepszą reakcją i broń Boże, nie świadczy o naszej obojętności i braku empatii.
A jakie są Wasze sposoby na kłótnie rodzeństwa? Wkraczacie do akcji zawsze, gdy wybucha jakiś konflikt, czy raczej pozwalacie dzieciom na samodzielne rozwiązywanie sporów?