Są dni, kiedy moich pokładów spokoju i równowagi nie sposób wyczerpać. Bywają momenty, w których potrafię zachować stoicki spokój w obliczu każdej, nawet najbardziej nieprzewidywalnej sytuacji. Mam chwile pełne łagodności i zrozumienia. Umiem stawić czoła największym wyzwaniom, a po złagodzeniu najcięższych konfliktów, odnaleźć w sobie resztkę energii, aby z satysfakcją uśmiechnąć się do siebie w lustrze — daję radę, jest dobrze.
Jaka szkoda, że nie potrafię wejść w tryb anielskiej cierpliwości na dobre i zaprogramować zwoje mózgowe tak, aby skutecznie opierały się wszelkim atakom niekontrolowanych emocji. Bo tych w zespole Aspergera nie brakuje.
Dziś kolejny raz odpowiedziałam złością na wybuch mojego syna. Choć dokładnie rozumiałam powód jego zachowania, to nie potrafiłam okazać mu empatii.
Jakaś część mnie stanęła do walki, zbuntowała się przeciwko nieustannej pracy nad sobą. Puściły emocje trzymane w ryzach. Wylała się rzeka goryczy.
Ten cały kontrolowany system nagle zastrajkował. Odmówił współpracy. Dał mi przysłowiowego pstryczka w nos, pokazując, że nic nie jest pod pełną kontrolą.
Wychowanie dziecka z ZA to często praca ponad ludzkie siły. Są dni, kiedy widzisz światełko w tunelu, bo tłumaczony po raz enty problem udaje się wreszcie rozwiązać, a są też momenty, w których ta cała wytężona praca jak grochem o ścianę, nie przynosi żadnych efektów. Jakby na złość. Na przekór tym wszystkim mądrym radom i opiniom ekspertów od zadań specjalnych.
Prawda jest taka, że na polu codziennej walki pozostajesz sama i jesteś zmuszona szukać własnych rozwiązań. Testujesz więc przeróżne techniki, odkrywając, że to co działało wczoraj, dziś staje się całkowicie bezużyteczne.
Badasz, sprawdzasz, poszukujesz i masz nadzieję, że choć dzisiaj było wyjątkowo ciężko, to jutro może będzie nieco łatwiej. Liczysz, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, rutyną, bez niespodzianek.
Tyle tylko, że rzeczywistość jest pełna zmian i trudna do przewidzenia.
Kiedy patrzę na syna, zdaję sobie sprawę, jak wiele z pozoru błahych i nieistotnych rzeczy ma na niego wpływ. Zabrudzona wkładka w bucie, przeszyta zbyt grubymi nićmi skarpetka, plamka na skórze, krzywo obcięty paznokieć.
Wszystko równie ważne, istotne, konieczne do przedyskutowania i rozłożenia na czynniki pierwsze. Nie da się wykonać kolejnego kroku, bez rozwiązania aktualnych problemów. Nie można machnąć ręką, zlekceważyć, zapomnieć i ruszyć dalej. Ten krzywy paznokieć, jest jak mocno bolący ząb, który nie pozwala o sobie zapomnieć.
No i kiedy człowiek zmaga się z tymi małymi, wielkim katastrofami każdego dnia, to czasem coś w nim pęknie, coś powie dosyć.
Później można popłakać w poduszkę, zamknąć się w pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Można też wyjść z domu, wsiąść do auta i zniknąć na kilka godzin bez śladu. Można siedzieć w samotności, rozmyślając o tym, co się stało, aby wreszcie wyjść z ukrycia, złapać głęboki oddech i powrócić do domu.
Przeprosić.
Zacząć od nowa.
W tych wszystkich chwilach zwątpienia i bezsilności, bliskich wszystkim rodzicom, a zwłaszcza tym, których dzieci są w spektrum, najważniejsza jest samoświadomość. Dzięki niej człowiek jest w stanie przeprowadzić refleksję nad samym sobą i swoimi czynami.
Bądźmy szczerzy — nikt z nas nie jest doskonały, ale praca nad własną świadomością, to jedyna droga do poprawy jakości życia, nie tylko swojego, ale także innych.
Tymczasem niewielu zdobywa się na ten wysiłek. Dużo częściej oskarżamy innych i winimy ich za nasz brak kontroli nad emocjami. To ty swoim zachowaniem doprowadzasz mnie do szału — myślimy. — To przez ciebie robię się zły i agresywny.
Wymagamy od innych zmiany zachowania, a sami nie zdobywamy się nawet na najmniejszą refleksję — co mogę w sobie zmienić na lepsze?
Nie jestem z siebie dumna. Wstyd mi, że po raz kolejny okazałam słabość, zamiast empatii i zrozumienia. Ale za każdym razem, gdy obnażam własną niedojrzałość, przeprowadzam głęboką autorefleksję. Nie winię, nie obarczam i nie wymagam, aby syn stał się kimś innym. Prostszym, łatwiejszym.
Mam odwagę uderzyć się w pierś i powiedzieć przepraszam za swoją niedojrzałość.
— Synku, przepraszam za swoje zachowanie. Czasem czuję się bardzo zmęczona, poirytowana i wybucham, tak jak Ty. Ale to żadne wytłumaczenie, bo ja jestem Twoją mamą i powinnam być dla Ciebie dobrym wsparciem. Niezależnie od sytuacji.
Dziś zostałeś sam, a ja zwyczajnie uciekłam. Przepraszam. To nigdy nie powinno mieć miejsca. Może wspólnie zastanowimy się, jak rozwiązać nasze problemy? Ty opowiesz mi, o tym projekcie z klocków, który nie potrafisz dokończyć, a ja powiem Ci, co zrobię, aby lepiej panować nad własną złością i już nigdy od Ciebie nie uciec?
Kocham CiÄ™.