Nie wiem, czy to wynikająca ze starzenia się potrzeba bezpieczeństwa czy raczej przejaw nabierania życiowej mądrości, ale na pewnym etapie dojrzałego życia, przychodzi czas na głęboką refleksję. Nie da się ukryć, że z wiekiem człowiek pokornieje, że zaczyna spoglądać na świat z nieco innej perspektywy. Ten sposób patrzenia na otaczającą nas rzeczywistość może przybierać odmienne formy i działania. Część z nas, silnie zakorzeniona w mentalności “dzikiego zachodu” pokornie albo i z przyzwyczajenia akceptuje obecną rzeczywistość, podczas gdy inni, widzą w niej źródło frustracji i udręczenia człowieka. Są i tacy, którzy podejmują konkretne czynności i własnymi rękami próbują pokrzywioną rzeczywistość prostować.
Wiek zmienia wszystko.
Mnie taka mocno dojrzała refleksja prowadzi zawsze do licznych rozważań natury estetycznej. Tak jest i teraz, co tłumaczę naszą niedawną podróżą po nadbużańskiej krainie.
O co mi chodzi?
Otóż chciałabym, aby resztki idylliczności lub jak kto woli sielskości, jakie możemy znaleźć na Podlasiu, Roztoczu i odległych krańcach wschodniej Polski, stały się w pewien sposób dobrami gwarantowanymi. O bezpieczeństwo czystej i niezmąconej ręką ludzką natury chodzi mi najbardziej.
Na przestrzeni dziejów natura pojmowana była w wieloraki sposób. Mówiono, że jest „czarem atmosfery”, który zachwyca swoim pięknem i uwrażliwia na piękno. Była też inspiracją i doskonałym wzorem godnym twórczego naśladowania. Stanowiła natchnienie dla artystów, poetów i filozofów.
Współczesne działania i sposób postrzegania przyrody uległy zniekształceniu, a przecież rola natury i jej wpływ na nasze życie są niezmienne.
Bardzo chciałabym, aby to, co najcenniejsze i najbardziej naturalne, nie zostało zniszczone przez galopujący industrial i niepohamowany w swoich zapędach “rozwój regionu”.
Zwłaszcza to ostatnie, tak modne i szeroko reklamowane, bez dobrze przygotowanego planu może przynieść więcej szkody niż pożytku. Kto nie wierzy, niech przespaceruje się drogą wiodącą na tamę przy zaporze solińskiej albo uda się w podróż z Nowego Targu do Zakopanego.
W przypadku Soliny źle rozumiany “rozwój regionu” przyczynił się do niekontrolowanego wysypu bazy gastronomiczno-rozrywkowej solidnie doprawianej głośną muzyką. Atrakcji co niemiara, jak w wesołym miasteczku. Brak tu estetyki, spójności i brak nawiązania do bieszczadzkiej kultury. Jest natomiast wszechobecny kicz, tandeta i chaos.
Jadąc samochodem z Nowego Targu do Zakopanego, mamy poczucie, że zamiast w Tatry droga prowadzi nas do budowlanego marketu, w którym po zakończonych zakupach można skorzystać z promocyjnych zabiegów usuwania cellulitu, powiększania piersi i redukowania zmarszczek. Są bilbordy wielkości piłkarskiego boiska, wszystko z innej parafii i brzydkie jak grzech śmiertelny. To już od dawna nie Podhale ze swoją niepowtarzalną kulturą i tradycją, ale Podtandecie i Podchaosie. Zza gigantycznych reklam ledwie widać największą atrakcję — Tatry. W pogoni za turystą, a raczej jego pieniędzmi, zapomniano o tym co najcenniejsze — przyrodzie. Trzeba mieć dużo cierpliwości i siły, aby przedrzeć się przez ten kiczowaty krajobraz i otrząsając z oszołomienia dostrzec na końcu prawdziwy cel swojej podróży — góry.
Takich obrazków w Polsce nie brakuje. Stąd też moja silna potrzeba zabezpieczenia ostatnich i prawdziwie naturalnych miejsc na mapie naszego kraju. Gdzie przyjdzie nam uciec przed gwarem i zgubnym tempem współczesnego życie, jeśli pozwolimy na zdehumanizowaną cywilizację przemysłową i wypuszczoną samopas turystykę?
Sielski i anielski krajobraz zniknie, a nam pozostanie beznamiętne wodzenie wzrokiem po wielkich bilbordach i zatykanie uszu przed dudniącą muzyką, płynącą z kolorowej budki z kebabami.
Tym, którzy twierdzą, że przesadzam, polecam wybrać się na wschodnie krańce Polski. Namawiam do odkrycia prawdziwie czystego i niezmąconego ręką ludzką krajobrazu.
Obraz długich i pustych dróg, na których jedynym towarzyszem podróży są drzewa, może wprawić w niezłe osłupienie.
Tak, tak, to dla wielu niezwykły i niecodzienny obrazek.
Dlatego bardzo bym chciała, aby jakieś czujne i wrażliwe na piękno niezmąconej natury oko, miało na to wszystko baczenie. Aby wyrażało swój sprzeciw wobec wszystkich nieprzemyślanych i szkodliwych działań, przeprowadzanych w imię źle rozumianego rozwoju.
Mam nadzieję, że nadbużańska kraina, Roztocze i pozostałe resztki naturalnej sielskości nigdy nie staną się krainami boomu. Że zostaną dobrze ukryte i niezauważone, przeczekają czas niezrównoważonego rozwoju przemysłu. Turystycznego czy jakiegokolwiek innego.
Kiedy wreszcie pokażą się światu, my (miejmy nadzieję) będziemy pełni życiowej mądrości i pozostawimy je wszystkie w świętym spokoju.