— Po co tam idziemy? Co będziemy tam robić? To bez sensu!
— Nie wszystko musi mieć z góry ustalony cel.
— Ale co tam chcesz robić?!
— To, co się robi w lesie — po prostu być, odpoczywać i zachwycać się przyrodą.
Śmiech.
— Ale z Ciebie nudziarz! Odpocząć można w domu z paczką chipsów na kanapie, a pozachwycać najnowszym klipem Rihanny!
(Zosia, lat 12)
Nie wiem, czy to uczucie ulgi, czy przygnębienia. Powód do zadowolenia, że wreszcie mam czas dla siebie, że mogę coś dla samej siebie zrobić, czy jednak poczucie, że przestaję się liczyć, że moje miejsce i plany zajmują atrakcyjniejsze przedmioty?
Przychodzi taki czas, kiedy rodzinne szczęście płynące z prostych i jakże wartościowych czynności wykonywanych razem, zostaje brutalnie skonfrontowane z ponurą rzeczywistością. Zdajesz sobie wtedy sprawę, że na nic były te wszystkie mądre książki, które przeczytałaś i wzniosłe myśli, których nauczyłaś się na pamięć. Rzeczywistość potrafi ostentacyjnie rzucić ci nimi wszystkimi w twarz. I nieważne jak słuszny, przemyślany i wartościowy miałaś plan na dzieciństwo swojego dziecka. Pewnego dnia zdajesz sobie sprawę, że przegrywasz, bo w konfrontacji z rzeczywistością wypadasz szaro i nieciekawie.
— Mamo, czy możemy jutro pójść do McDonalda?
— Nie chodzimy do McDonalda, po co chcesz tam iść?
— No bo Wiktorek i kilku innych kolegów tam chodzą na lody i hamburgery.
— Synku, na lody możemy iść do prawdziwej lodziarni. McDonald's to nie jest fajne miejsce.
— Jest, bo oni dostają tam takie śmieszne zabawki, a ja też bym chciał je mieć. Proszę, dlaczego nie możemy tam chodzić jak inni?!
(Oluś, lat 5)
Przychodzi czas, kiedy musisz zmierzyć się z samą sobą. Przyjąć na klatę rzeczywistość, której zmienić się nie da. Jest taka i kropka. Głową muru nie przebijesz, choć pewnie bardzo byś chciała. Świat może przytłoczyć, sponiewierać, upokorzyć i wyśmiać Twoje najbardziej wzniosłe idee. Nie ważne jak bardzo się starasz, w pewnym momencie po prostu przestajesz być najważniejsza. Twoje miejsce zajmują rówieśnicy, telefon i najnowszy film na YouTubie.
Dzieci odkrywają zupełnie inny i niezwykle fascynujący świat, przed którym tak bardzo chciałaś je chronić.
— Tato, czy mógłbym dostać telefon?
— Myślę, że kiedy będziesz starszy.
— Ale Wojtek ma już własny telefon z YouTubem
— Ma też internet?
— No tak, każdy przecież ma internet na telefonie. Ja też bym chciał.
— Dostaniesz swój telefon, kiedy będziesz starszy.
— Inne dzieci już mają i mogą sobie oglądać filmy albo grać! Tylko ja mam takie nudne życie!
— Przykro mi, ale na telefon musisz jeszcze poczekać.
— Wszystko mam beznadziejne! Inne dzieci mają fajniejsze rzeczy!
(Maks, lat 7)
Jako matka czuję bezsilność. Czuję też złość na to, że próbuje się wmawiać naszym dzieciom, że gadżety, drogie zabawki i głupkowate filmy w internecie dają szczęście. Sprytnie manipuluje się małym człowiekiem, którego coraz trudniej chronić.
Szczerze? Rodzicielstwo jest wykańczające, bo wymaga bezustannej pracy i błyskawicznego reagowania na zmieniającą się rzeczywistość. Jeśli przegapisz ten istotny moment, to może się okazać, że Twoja pociecha zwyczajnie odpłynęła z nurtem bezdusznej komercji.
Dziecko to najlepszy materiał do urabiania. Jeśli uda się w nim wzbudzić zamiłowanie do jakiejś konkretnej marki, to pozostanie jej wierny także w dorosłym życiu. Dziecko to także najlepszy nośnik do urabiania rodziców, bo pod jego wpływem podejmują większość swoich konsumenckich decyzji.
Producenci i handlowcy już dawno zwęszyli na tym polu ogromny interes, stąd postępująca od lat komercjalizacja dzieciństwa.
Urabianie dzieci zaczyna się pomiędzy 5 a 8 rokiem życia. W tym czasie ma miejsce gwałtowny wzrost umiejętności społecznych, dlatego bardzo łatwo jest maluchom wcisnąć gadżety dzięki, którym będą mogli wspólnie bawić się z rówieśnikami. Między 8 a 12 rokiem życia, decydująca staje się grupa rówieśnicza. Dzieci domagają się rzeczy, które mają ich koledzy. Nie ważne jak beznadziejny i bezużyteczny w oczach rodzica jest dany przedmiot. Jeśli inni go mają, to ja też muszę go mieć!
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat dziecko stało się ważnym rynkiem zbytu. Z niewinnego szkraba zmieniło się w wartościowego klienta, o którego toczy się nieustanna walka. Wielka maszyna marketingowa, którą stanowią sklepy, producenci, koncerny i reklamodawcy, staje na głowie, wymyślając nowe strategie, aby nakłonić dzieci do zakupu rzeczy niepotrzebnych. I to działa, naprawdę działa, bo kupujemy dużo i płacimy coraz więcej za to, co zdaniem producentów gwarantuje szczęśliwe dzieciństwo naszych pociech.
— W najnowszej gazetce z Lidla są takie zabawki do ogrodu. Chciałabym je kupić.
— Przeciesz masz dużo zabawek w ogrodzie i się nimi nie bawisz.
— Ale to są takie inne zabawki, fajniejsze. Dużo dzieci takie ma, bo można się nimi razem bawić. W gazetce jest zdjęcie tych dzieci, zobacza jak się fajnie bawią.
(Dominika, lat 6)
Rzeczywistość zmienia się jak w kalejdoskopie. Jeszcze wczoraj organizowałam chłopcom świetną zabawę na łące, a dziś przychodzi mi prowadzić trudną dyskusję z 7-latkiem na temat tego, co w życiu jest ważne i dlaczego liczy się człowiek, a nie przedmioty, którymi się otacza.
Coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy mogę dać swoim dzieciom dzieciństwo proste, spokojne, bez ciągłej rywalizacji i poczucia bycia gorszym albo lepszym? Jak wyznaczyć granicę pomiędzy tym, co słuszne i wartościowe a tym, co przesadne i szkodliwe?
Pewnego dnia, przysłuchując się rozmowie moich synów na temat najnowszego zestawu Lego, zdałam sobie sprawę, że moja prosta idea wychowania blisko natury traci swoją wartość. Coś wyraźnie się kończy, a zwykłe czynności, które dostarczały nam wiele radości, odchodzą do lamusa. W starciu z nowoczesną materią nie mają szans, dlatego muszę się starać i bardzo mocno kombinować, aby utrzymać resztki ich atrakcyjności.
Ze wzruszeniem myślę o czasach swobodnej i beztroskiej zabawy w lesie, na łąkach i w górskich potokach. Wystarczyły patyki, liście, kamienie. Nie liczyło się nic innego, a moje dzikie dzieci rządziły światem.
Dziś dla młodszego syna wspólne wyjście do lasu i taplanie się w strumieniu to nadal olbrzymia frajda, ale w oczach starszego już niekoniecznie. Coraz częściej jestem dziwna, bo zabieram swoje dzieci do lasu i w góry, bo pokazuję im alternatywę dla internetu, gier na telefonie i zakupów w galerii handlowej. W oczach starszego syna zaczynam odstawać od innych, bo przecież jego koledzy robią coś zupełnie odwrotnego, czemu trudno się oprzeć.
Rzeczywistość wykorzystuje do granic możliwości dziecięcą naiwność, a mi coraz trudniej jest wyszukiwać skuteczne argumenty, aby się jej przeciwstawiać. Jak wytłumaczyć kilkulatkowi, że tandetna zabawka z Biedronki jest nic nie warta, skoro koledzy już ją mają i świetnie się bawią, a Twoje dziecko patrzy z zazdrością i czuje się gorsze?
Rozbiła mnie niedawna sytuacja w przedszkolu. Starszy syn przyznał, że jedna z koleżanek wyśmiewa innych z powodu ich brzydkich ubrań. Szczególnie piętnowana jest dziewczynka, która zamiast bluzek z bohaterami filmu Frozen, nosi te zwykłe — w kwiatki i zwierzątka.
Uwierzcie, że potrzebowałam kilku dni, aby zebrać się do kupy. Co do diabła dzieje się z naszymi dziećmi? Gdzie podziało się ich beztroskie i radosne dzieciństwo?
— Mamo, już wiem, co chcę dostać od Mikołaja. Ten nowy zestaw Lego Technic.
— Ten za 650 zł?
— Właśnie ten.
— Mikołaj nie przynosi tak drogich prezentów, wiesz przecież.
— Przynosi, kilku kolegów już poprosiło o ten zestaw, a Kamil nawet dostał odpowiedź z Laponii.
— Mikołaj mu odpisał?
— Tak, że dostanie właśnie ten zestaw. Jego mama powiedziała, że Mikołaj odpisuje tylko wyjątkowym dzieciom. A ja też jestem wyjątkowy, sama tak mówiłaś! Czy możemy napisać ten list?
— Synku, Mikołaj nie przynosi tak drogich prezentów.
— Kamilowi przyniesie! Dlaczego niektóre dzieci dostają drogie prezenty od Mikołaja, a inne nie? To niesprawiedliwe!
(Szymon, lat 6)
Im więcej takich nowinek dzieci przynoszą ze szkoły i przedszkola, tym bardziej czuję się zmęczona. Czy naprawdę już wszystko potrafimy doszczętnie zniszczyć? Jest niesprawiedliwy i mocno naciągany Mikołaj, są wypasione urodziny w wynajętym lokalu, sukienka od znanego projektanta na pierwszą komunię. Jest też quad na 7 urodziny i samochód na 18. Do tego regularne kieszonkowe, które rodzice wypłacają przedszkolakom, najnowsze telefony, tablety i konsole do gier. Jest też silne przekonanie, że dzięki takim rzeczom stajemy się lepsi i bardziej wartościowi w oczach innych.
Rzeczywistość niszczy dziecięce wyobrażenie świata. Odbiera przekonanie o równości, serdeczności i dobroci innych. Moi synowie szybko odkryli, że Święty Mikołaj nie kocha wszystkich dzieci a przynajmniej nie jednakowo. Gwiazdka także bywa mocno niesprawiedliwa. Dlaczego jedni dostają, a inni nie? Skąd u kolegi wypasiony prezent, skoro Mikołaj przynosi tylko symboliczne drobiazgi? Jak to możliwe, że jedni dostali to, o co prosili, a inni coś zupełnie innego?
Czasem o wiele prościej jest powiedzieć brutalną prawdę. Wiem, że wielu rodziców tak właśnie robi.
Im więcej rozmyślam na ten temat, tym bardziej rozumiem, jak ważni są ludzie w naszym otoczeniu, którzy myślą podobnie. Rzeczywistość przytłacza, bo w zdecydowanej większości tworzą ją ludzie, którzy mają inny pomysł na życie. Ten pomysł wpływa też na życie innych. Dużo łatwiej jest uznać, że tak jest, że niczego nie można zmienić. Prawda jest taka, że można i trzeba, bo plan większości na dzieciństwo dzieci jest zły i mocno krzywdzący. Dlatego tak istotne jest środowisko, w którym funkcjonujemy. Otaczanie się ludźmi, którzy myślą jak my jest potrzebne nie tylko rodzicom, ale przede wszystkim dzieciom. Przekonanie, że tylko rówieśnicy ze szkolnych i przedszkolnych sal, mają wpływ na nasze dziecko, jest błędne. Są przecież dzieci skupione wokół najrozmaitszych grup i stowarzyszeń. Powstają też nowe inicjatywy rodzinne, które łączą ludzi o wspólnych poglądach i potrzebach. Ucieczka w grupę może być najlepszym wsparciem w ciężkiej i często bardzo nierównej walce o proste i szczęśliwe dzieciństwo naszych dzieci.
— Szymon był w weekend w nowej galerii handlowej i dostał prezenty.
— Naprawdę?
— Tak, powiedział, że dostał balony i słodycze na otwarcie sklepów i jeszcze skakał na takim dużym dmuchanym zamku! Czy możemy iść do tej galerii w sobotę? Dużo dzieci też tam idzie z rodzicami?
— Mieliśmy iść w góry, a później zrobić ognisko u babci.
— Chyba wolałbym iść jak inni do tej galerii, możemy?
— Nie, to kiepski sposób na spędzenie wolnego czasu.
— Wszyscy tam chodzą! Dlaczego nie my?!
(Kamil, lat 9)
Najgorszą rzeczą jest bierność. Maluchom trzeba pokazywać inną drogę. Mówić, że jest coś więcej poza filmem o pierdzeniu na YouTubie czy zestawem tandetnych lalek z sieciówki.
Obserwuję swojego syna. Widzę, jak zmienia się jego sposób rozumienia świata. I ok, to jest normalne, że zostawia za sobą pewien etap, że fascynują go gadżety rówieśników, zestawy Lego i kolorowe reklamy w telewizji. Nie mam zamiaru zamykać go przed światem komercji, bo prędzej czy później on go dopadnie i to ze zdwojoną siłą. Niezłomnie będę jednak trwała przy swojej idei prostego wychowania blisko natury. Skoro spacer w lesie i taplanie się w znanej rzece są nudne, to muszę zorganizować bardziej atrakcyjne zajęcia.
Przebywanie w naturze ma wielką moc i działa na ludzi w każdym wieku. Moje dzieci dobrze znają smak przyrody i wiedzą o naturze bardzo wiele. Teraz muszę tylko podtrzymywać ten płomień i rozpalać nowe obszary zainteresowań. A tych jest naprawdę wiele.
Jeśli myślisz podobnie jak ja i sądzisz, że nie ma nas dużo to jesteś w błędzie. Kilka dni temu szukając w internecie pomysłu na rodzinny wyjazd, trafiłam na jedną ze stron, a po niej na kolejną i kolejną. Z zapałem wertowałam wszystkie informacje. Zdałam sobie sprawę, że jest nas tak wiele, że wspólnie udaje się organizować niesamowite zajęcia dla dzieci w każdym wieku.
W wielu miastach działają wspaniałe grupy rodzinne. Fundacja Leśna Grupa organizuje regularne spotkania dla dzieci i ich opiekunów. Są wspólne warsztaty, rozmowy i zabawa. Krąg Leśnych Rodzin oferuje wspólne wyjazdy, wycieczki i obozy w górach. Jest też Wielki Zachwyt i jego Akademia Wielkiego Zachwytu. Inicjatorkami powstania Akademii są mamy, które chcą zadbać o kontakt dzieci z naturą. Na spotkaniach można beztrosko powspinać się na drzewa, porządnie umorusać w błocie, zbudować szałas i własne zabawki. Są też warsztaty organizowane przez domy kultury i grupy rodzinne na Facebooku. Jest mnóstwo rodzin, które dostrzegają problem komercjalizacji dzieciństwa i chcą się mu przeciwstawiać. To bardzo budujące, a przede wszystkim utwierdzające w przekonaniu, że to dokąd zmierzamy ma sens, że nie jesteśmy jak samotny Don Kichot walczący z wiatrakami.
No bo w końcu możemy coś z tym pseudodzieciństwem zrobić i pokazać dzieciom, że jest coś więcej poza drogimi zabawkami i komputerem. I jest, jest dużo więcej niż większość z nas myśli.
Dzieciństwo proste, spokojne i radosne może być dane każdemu dziecku.