Coraz więcej dzieci narzeka na złe samopoczucie, zmęczenie i brak energii do życia. Przejęci rodzice pierwsze kroki kierują zazwyczaj do lekarzy, podejrzewając jakąś poważną chorobę. Tymczasem przyczyna złego samopoczucia może być zupełnie inna.
Przerażające wyniki badań wśród dzieci
Według ogólnopolskich badań naukowych jakości życia dzieci i młodzieży, co 5 dziecko czuje się wyczerpane, chore i pozbawione energii. Prawie 20% dzieci w wieku wczesnoszkolnym narzeka na permanentny brak chęci do aktywności fizycznej i skarży się na złe samopoczucie.
Z badań wynika także, że co 10 uczeń 2 klasy szkoły podstawowej w ogóle nie jest aktywny fizycznie i nie przejawia żadnych chęci, aby to zmienić. Ma natomiast nieprawidłowe wartości ciśnienia tętniczego, wynikające ze zwiększonej masy ciała.
Obecnie ponad 22% wszystkich uczniów w kraju, wymaga natychmiastowej pomocy, związanej z dramatyczną kondycją fizyczną, której główną przyczyną jest nadwaga. Wśród europejskich rówieśników, polskie dzieci plasują się na szarym końcu. Na tak niską ocenę wpływ ma przede wszystkim to, że prawie 80% z nich prowadzi siedzący tryb życia.
Naukowcy biją na alarm, bo polskie dzieci tyją najszybciej w Europie, a w dużym stopniu odpowiedzialni są za to rodzice. To oni wytwarzają atmosferę wokół jedzenia i utrwalają niewłaściwe nawyki.
Czy słusznie trzeba winić głównie rodziców? A może system opieki i edukacji w Polsce?
Błędne koło...
Kiedy mama i tata wkładają na talerz dziecka niezdrowe jedzenie, często robią to zupełnie nieświadomie, ponieważ w dzieciństwie nikt nie nauczył ich zasad zdrowego stylu życia.
Współczesny rodzic często nie rozumie, w jaki sposób radzić sobie z problemem nadwagi i otyłości. Dostrzega zmiany u swojego dziecka, widzi niepokojące objawy, ale brak mu pomysłu, a przede wszystkim chęci, aby coś zmienić.
Problemem otyłości to często problem całej rodziny, bo dzieci dziedziczą złe nawyki. Są też sytuacje odwrotne, w których szczupli, zadbani i bardzo zajęci sobą rodzice, nie mają czasu zadbać o prawidłowe żywienie swojego dziecka. Zamiast domowej zupy na talerzu, pociecha dostaje pieniądze na zakup własnego jedzenia. Kupuje więc hamburgery, drożdżówki i słodkie napoje. Mały człowiek nie wie, co jest dla niego zdrowe i dobre, ale za to doskonale wie, co mu smakuje i na co ma ochotę.
Przerzucanie odpowiedzialności na dziecko i wymaganie od niego rozsądnych decyzji jest niedorzecznością. Czy widzieliście, żeby maluch dobrowolnie rezygnował z batonika i słodkiego napoju na rzecz jabłka i wody mineralnej? Ja też nie.
Tak sobie wspominam swoje własne dzieciństwo. W domu nie było luksusów. Żyło się raczej skromnie, a były momenty, że nawet bardzo skromnie. Mama gotowała dla całej rodziny. Na stole królowały proste, ale zawsze domowe posiłki. Słodycze należały do rzadkości. Za to w sezonie w domu nie brakowało owoców.
Brakowało natomiast śmieciowego pseudojedzenia, a przede wszystkim pieniędzy, aby taką żywność kupować.
Ciężko porównać menu typowej polskiej rodziny sprzed 30 lat do tego, co ląduje na stołach we współczesnych domach. Trudno nazwać niektóre potrawy jedzeniem, bo coraz mniej przypominają naturalną żywność. Zmienił się nie tylko smak, ale i wygląd. To, co zwykłe przestało być atrakcyjne. Dziś woda musi mieć smak i kolor, a kurczak zawierać wzmacniacze smaku i panierkę z chipsów, bo inaczej nie będzie dobrze smakował.
Kiedy widzę, jak mama kupuje dziecku słodzoną wodę o smaku truskawki, bo innej maluch nie przełknie, to włosy mi stają dęba i pytam — gdzie podział się zdrowy rozsądek i rozum? Kto jest odpowiedzialny za pogarszającą się sytuację zdrowotną dzieci w naszym kraju? Czy winę za kondycję, a raczej jej brak i problemy z nadwagą ponoszą jedynie niewyedukowani rodzice? Może współwinni są lekarze, którzy zbyt rzadko albo wcale nie informują o zasadach zdrowego odżywiania? A może szkoła i przedszkole, które równie często faszerują dzieci niezdrową żywnością? Swój wkład ma zapewne także telewizja i przyciągające uwagę reklamy pseudożywności.
Porównuj, sprawdzaj i kalkuluj
Sklepowe półki uginają się od produktów oznaczonych różnorodnymi znakami jakości. Niestety ich przyznawanie w zdecydowanej większości, uzależnione jest od wniesienia przez producenta wysokiej opłaty, a nie od dokładnego przebadania składu danego produktu. Tu wszystkich niedowiarków namawiam do porównywania takiej “lepszej” żywności z inną, a najlepiej do obejrzenia programu "Wiem, co jem i wiem, co kupuję", którego jeden z odcinków został poświęcony właśnie problemom przyznawania różnorodnych certyfikatów i znaków jakości w Polsce.
No to jak w tym wszystkim odnaleźć równowagę, komu wierzyć i czym karmić swoje dzieci, aby chciały sięgać po naturalną i prawdziwą żywność, zamiast tej modyfikowanej i niezdrowej?
A co z ekonomią? Argument pieniądza nie jest tu bez znaczenia. Ktoś powie, że aby zdrowo żyć i jeść trzeba mieć gruby portfel. Dobre żarcie przecież kosztuje. To, co tanie jest najczęściej gorszej jakości. Wystarczy spojrzeć na skład tanich kiełbas, szynek czy pasztetów. To wszystko prawda, tylko czy musimy je codziennie kupować i podawać naszym dzieciom? Skoro są złe i mamy tego świadomość, to zrezygnujmy z ich spożywania. Kupmy raz na tydzień lepszy i droższy kawałek mięsa. Przygotujmy zdrowy i smaczny posiłek z korzyścią dla całej rodziny.
Przekonanie, że zdrowe jedzenie jest drogie, w dużej mierze wynika z braku pomysłów na przygotowanie prostych i smacznych posiłków z naturalnych produktów. Może warto zrezygnować z pełnego cukru i barwników jogurtu na rzecz owsianki z rodzynkami? Albo podać całkowicie naturalny i gęsty jogurtu polany łyżeczką prawdziwego miodu?
Wybierając nienaturalne, modyfikowane i przesłodzone produkty żywnościowe, których smak jest dodatkowo wzmacniany przy użyciu substancji chemicznych, wypaczamy prawdziwą rzeczywistość. Przyzwyczajamy i uzależniamy nasz organizm od sztucznych dodatków i przesadnych smaków. Im więcej takiej nieprawdziwej żywności podajemy naszym dzieciom, tym trudniej będzie im polubić to, co naturalne. Jak w oczach dziecka wypada zwykła i czysta woda mineralna w porównaniu z niebieskim napojem o smaku gumy balonowej? - Bardzo nieciekawie.
Kilka lat temu podczas spotkania w przedszkolu mojego syna, zapytałam, czy można podawać dzieciom do posiłków wodę, zamiast słodkich kompotów. Moje pytanie spotkało się z ogólnym zdziwieniem. W odpowiedzi usłyszałam, że dzieci lubią kompot z owoców, a woda jest dostępna na żądanie dla każdego dziecka. Problem polega jednak na tym, że maluchy nigdy o nią nie poproszą, mając przed sobą szklankę słodkiego napoju.
Przecież dzieci lubią słodkie...
Nie ma się co oszukiwać, że wpajanie zasad zdrowego żywienia i zdrowego trybu życia w ogóle, wymaga wiele zaangażowania i współpracy wszystkich instytucji, nie tylko instytucji rodziny. Ciężko jest konsekwentnie przestrzegać reguł dotyczących spożywania niezdrowych produktów, kiedy w placówkach oświaty na deser podaje się dzieciom batoniki czekoladowe, bezwartościowe, słodkie jogurty i słodzone napoje.
Jedna z mam powiedziała mi kiedyś, że chciała wprowadzić zasadę spożywania słodyczy tylko jednego, wybranego przez dzieci dnia w tygodniu. Choć w domu konsekwentnie przestrzegano tej reguły, to z chwilą pójścia do przedszkola wszystko szlak trafiał. Słodycze były obecne każdego dnia i to nie tylko w formie deseru. Na śniadanie podawano słodkie dżemy, słodzoną herbatę lub kakao, a do obiadu sok rozcieńczony wodą. Nikt dzieci nie pytał, czy w domu piją słodzoną herbatę i czy mama podaje do obiadu słodki napój, czy raczej wodę. Z góry przyjęto, że dzieci jedzą cukier, więc należy go podawać do każdego posiłku.
Takie cukrowe menu wpływa na funkcjonowanie całego organizmu, w tym na stan uzębienia. Niewiele placówek realizuje jednak programy edukacyjne, których celem jest wpajanie dzieciom nawyku mycia ząbków po każdym posiłku. Obserwując przedszkole moich synów, odnoszę wrażenie, że największą przeszkodą jest brak chęci i lekceważenie problemu nadmiernej ilości cukru w codziennym menu.
W trosce o zdrowie naszych dzieci zdecydowanie nie należy bagatelizować złego odżywiania czy braku aktywności fizycznej i godzić się na kompromisy. W domu powinny panować jasne i zdrowe reguły, których będziemy konsekwentnie przestrzegać. Tylko w ten sposób możemy mieć nadzieję, że wpoimy w maluchy bezcenną wiedzę, która pozwoli im na świadome i mądre wybory w przyszłości.
Nie jestem idealną mamą, nie mam bzika na punkcie zdrowego jedzenia. Uwielbiam słodycze, pączki i domowe wypieki. W naszym domu panują jednak określone zasady, których nie zmieniamy. To przede wszystkim wspólne posiłki przy stole. To woda do picia zamiast słodkich napojów, brak chipsów i niezdrowych przekąsek. To także codzienna porcja owoców w postaci pokrojonego jabłka i banana, a także warzywa podawane do kolacji. Najczęściej są to pomidory, rzodkiewki, ogórki kiszone i papryka. Nie kombinuję szczególnie mocno i nie wymyślam niestworzonych potraw. Czasem wystarczy kanapka z serem żółtym i pokrojone w kostkę warzywa ułożone na talerzyku. Niczego nie doprawiam solą, wszystko ma smakować naturalnie. Do tego kubeczek kefiru. Moje dzieci uwielbiają naturalny kefir, który piją kilka razy w tygodniu.
A co ze słodyczami? Są, owszem i często je jemy, ale z umiarem i najczęściej na deser. Nie wprowadzam zakazów, nie zabraniam kawałka czekolady czy ciasteczka. Wszystko jest dla ludzi, pod warunkiem że zachowamy umiar i określimy jasne priorytety. - Rozumiem, że nie zjadłeś warzyw, bo masz pełny brzuszek. Oznacza to także, że nie masz miejsca na słodki deser.
Nigdy nie zastępuję normalnego posiłku paczką ciastek czy czekoladą. Najważniejszy jest domowy posiłek podany na talerzu. Frytki, hamburger czy chipsy pojawiają się tylko przy wyjątkowych okazjach — imprezach lub wakacyjnych wyjazdach. Nie kupuję słodzonych płatków do mleka ani gotowego kakao. W moim domu jemy owsiankę, płatki orkiszowe i kukurydziane z rodzynkami. Kakao przygotowuję z mleka i 100% kakao, które dosładzam naturalnym miodem. I przyznam wam, że to wcale nie boli i nie wymaga specjalnego zaangażowania. Nie drenuje też mojego portfela i nie wywołuje wymiotów czy obrzydzenia na twarzach moich synów. Jest smacznie, zdrowo i chyba całkiem normalnie. No bo w sumie takie powinno być naturalne jedzenie, prawda?
Nie róbmy krzywdy naszym dzieciom!
Z przerażeniem patrzę na zmieniającą się rzeczywistość. Na to, czym faszerowane są nasze dzieci i jak szybko zmierzają w stronę ich rówieśników z Wielkiej Brytanii. Dlaczego o tym wspominam? Bo przez 16 lat życia w tym kraju, napatrzyłam się na dramatyczne skutki spożywania śmieciowego jedzenia. Na patologiczną otyłość małych dzieci i ich rodziców stojących w kolejkach do McDonalda. Na pozbawionych energii i chęci do gry w piłkę otyłych chłopców i dziewczynki, którzy pochłaniali jednym haustem pół butelki słodkiego napoju. Widząc, co jedzą i jak funkcjonują brytyjskie rodziny, dziękowałam Bogu, że u nas jest inaczej. Nigdy nie przypuszczałam, że za kilkanaście lat będziemy kroczyć tą samą drogą. To naprawdę smutne.
Żyjemy coraz szybciej i coraz mniej po ludzku. Podobnie wychowujemy dzieci — pospiesznie i mechanicznie. Jeszcze nie jest za późno na zmiany i powrót do normalności. Jeszcze możesz, Ty Matko i Ty Tato, zmienić coś na lepsze. Zacznij od małych kroków i konsekwentnie trzymaj się planu. Dasz radę, przecież kochasz swoje dziecko i chcesz dla niego najlepszej przyszłości. Nie daj się oszukiwać i nie pozwalaj sobą manipulować. Przecież wiesz, co jest dla dziecka najlepsze, Ty jesteś jego rodzicem. Wspieraj, kochaj i dbaj o zdrowy rozwój.
Mów Nie z miłości do swojego dziecka. Kiedyś ci za to podziękuje.