
Zapytałam swojego 6-letniego syna o to, co sprawia, że czuje się szczęśliwy, że ma dobry nastrój. Bez chwili wahania odpowiedział, że najbardziej lubi bawić się ze mną i tatą oraz jeździć z nami na wycieczki.
Kilka dni później pojechaliśmy odwiedzić dziadków, u których tydzień wakacji spędzały nastoletnie wnuczęta. Ich naburmuszone miny mówiły wszystko — strata czasu, niemiłosierna nuda, beznadzieja. Ich największym marzeniem był powrót do domu, tam gdzie jest mega szybki internet, gdzie został laptop, komputer i telewizor.
Bez tego nic nie ma większego sensu.
Za każdym razem, gdy spotykam na swojej drodze młodzież, czy to odwiedzając znajomych, rodzinę czy spacerując po mieście, widzę podobny obraz. Centrum życia jest internet. Nie znam nikogo, kto mając lat “naście” nie pragnąłby spędzać całego czasu z nosem w telefonie i laptopie, przeglądając socialmedia, pisząc do znajomych albo grając w najnowsze gry. Wszystko inne przestaje się liczyć, a przebywanie z drugim człowiekiem bez ciągłego zerkania na najnowszy telefon, staje się niemożliwe. Wysiłek jaki trzeba włożyć w podtrzymanie rozmowy, pytania jakie należy zadać i odpowiedzi jakich wypada udzielić podczas osobistej dyskusji z drugą osobą, są zbyt angażujące. Dużo prościej jest sięgnąć po telefon i zniknąć. Przerwać niewygodną ciszę, zakończyć przeciągającą się rozmowę.
Internet odcina od świata zewnętrznego, pozwala odejść od tego co męczące, zwykłe i nieciekawe. A skoro zapewnia taką wszechstronną i mało wymagającą rozrywkę na zawołanie, to nic dziwnego, że wypiera to, co wymaga pełnego zaangażowania, trudu i uczestnictwa całym sobą.
Nie da się ukryć, że rozwój cyfryzacji zmienia życie nas wszystkich. Dostarcza ogromnych możliwości rozwoju, daje łatwy dostęp do informacji, edukacji i rozrywki. Zyskujemy tak wiele, tracą jednocześnie coś równie cennego.
Rewolucja cyfrowa, bardziej niż ta przemysłowa dotknęła człowieka, ponieważ zmieniła sposób funkcjonowania całych społeczeństw — bezpowrotnie.
Nie sposób nie odnieść wrażenia, że każde nowe odkrycie i każde kolejne ułatwienie, powoduje w pewien sposób nasze osobiste upośledzenie, żeby nie powiedzieć — niepełnosprawność społeczną.
Dotyka ona najmocniej starsze dzieci i młodzież.
Kontakty z drugim człowiekiem zastępują te wirtualne, topnieje autorytet rodziców, dziadków, osób doświadczonych. Następuje faworyzacja rówieśników korzystających z socialmedia nad rodziną. Ważniejsze stają się powierzchowne kontakty nad bliskością intymną, psychologiczną. Ciągły i natychmiastowy dostęp do informacji, zaburza prawidłowy rozwój mózgu. Otrzymuje on więcej niż jest w stanie przetworzyć, a nadmiar informacji wcale nie prowadzi do lepszego rozwiązywania problemów. Przeciwnie. Rodzi tylko większą liczbę pytań i zmusza do nieustannego poszukiwania odpowiedzi na nie. Taki nienaturalny stan prowadzi do poczucia znużenia i wyczerpania.
Ciągła komunikacja przez internet niszczy umiejętności społeczne. W życiu codziennym nie radzimy sobie z wyrażaniem własnych uczuć, nie potrafimy rozmawiać z drugim człowiekiem. Stosujemy emotki i gify do komunikowania własnych stanów psychicznych tak często, że podczas normalnej rozmowy czujemy się puści wewnętrznie. Brakuje nam umiejętności, nie wiemy jak nawiązywać przyjaźnie i co zrobić, aby bez pomocy internetu zdobyć sympatię innych.
Internet pozwala na dowolne kreowania własnego wizerunku. Dziś każdy może być kim chce. Coraz więcej ludzi buduje więc kłamstwa na swój temat i żyje w świecie iluzji. Przekazuje też nierealny obraz innym, którzy czując się gorsi, pragną obsesyjnie zmienić swoje życie. Zwykła rzeczywistość staje się totalnie nieatrakcyjna.
Internet pokazuje też, że być cool znaczy mieć — nowe ciuchy, drogi zegarek, telefon. Pomiędzy szczęściem, a posiadaniem stawia się znak równości. Jeśli nie masz tego, co aktualnie jest modne, to jesteś nudny, nieciekawy i zwyczajnie wypadasz z gry.
Gry, w którą coraz częściej zostają wciągnięci młodzi ludzie, gdzie normalna rzeczywistość zostaje wyparta przez tę sztuczną i bardzo płytką.
Niezwykle łatwo jest uwierzyć w nowe wartości i zachłysnąć się sztucznym światem. Problem w tym, że ten świat mocno uzależnia.
Chińscy naukowcy dowiedli, że uzależnienie od internetu ma niemal taki sam wpływ na mózg jak alkohol i narkotyki. Prowadzi do zaniku niektórych jego obszarów, ma też szkodliwy wpływ na zdrowie psychiczne i fizyczne. W Polsce i na świecie powstają ośrodki pomocy dla uzależnionych internautów i użytkowników telefonów komórkowych.
Tymczasem ludzi, którzy bez ciągłego zerkania w telefon nie wyobrażają sobie życia, wciąż przybywa.
Myślami wracam do własnej młodości. Przywołuję radosne wspomnienia z czasów licealnych i podstawówki. One wszystkie mają związek z ludźmi — przyjaciółmi, rodziną, wspólnymi wakacjami nad jeziorem, pod namiotem, imprezami, na które każdy przynosił coś z własnej lodówki. Brakowało wiele, ale na pewno nie radości i entuzjazmu.
Pamiętam uśmiechnięte twarze, przyrodę, ruch i aktywność.
Był to okres, w którym, aby zasmakować nowoczesnej cyfryzacji, trzeba było się wybrać do kafejki internetowej i za usługę zapłacić. Telewizja kablowa była jednak powszechnie dostępna i jak na owe czasy zapewniała dość przyzwoitą rozrywkę. Mimo to, nikt nie wyobrażał sobie, aby mogła zastąpić rzeczywisty kontakt z drugim człowiekiem. Spotkanie twarzą w twarz, rozmowa czy typowe dla tamtych czasów “szwędanie się po mieście” były czymś naturalnym i niezwykle ważnym dla budowania relacji między młodymi ludźmi.
Wakacyjny wyjazd do rodziny na wieś stanowił wielkie wydarzenie, bo tam zawsze czekały jakieś nowe atrakcje, no i rówieśnicy spragnieni towarzyskich kontaktów. Człowiek w człowieku widział ucieczkę od nudy i samotności. Z drugą osobą wiązał nadzieję na wsparcie, zrozumienie i rozrywkę.
No i przede wszystkim trzeba było się postarać, nachodzić i zaangażować w relacje z drugim człowiekiem. Dać z siebie coś więcej, coś prawdziwego.
Obserwując współczesne pokolenie nie sposób nie zauważyć deficytu entuzjazmu i zaangażowania. Znudzenie i brak chęci do aktywności jest tak powszechne, że właściwie przestaje wzbudzać jakiekolwiek zdziwienie.
Młodym się nie chce, nie widzą sensu, nie rozumieją po co to wszystko. W najnowszych gadżetach, aplikacjach i mediach widzą cel, rozrywkę i swoją przyszłość.
I kiedy tak patrzę na swojego syna, który domaga się kontaktu z nami, prosi o wspólną zabawę lub wycieczkę, to chciałabym te chwile zatrzymać. Zabezpieczyć na kolejne lata tak, aby ich nigdy nie zabrakło.
Nie mam wątpliwości, że rolą rodzica jest bycie buforem do cyfrowego świata i ostrożne jego dozowanie. Chodzi o to, aby dziecko było wystarczająco dojrzałe, aby sobie z nim poradzić i nie stracić poczucia normalnej rzeczywistości. Jest przecież czas i miejsce na wszystko — pierwszy normalny posiłek po odstawieniu od piersi, pierwsze samodzielne kroki, słowa, samodzielny powrót ze szkoły do domu, wyjazd na pierwszą w życiu kolonię. Jest też czas na zdobywanie przyjaźni, wspólne imprezy, pierwszy alkohol. Przychodzi też moment, aby wystawić dziecko na presję społeczną i oczekiwania. Jest wreszcie czas, aby wystawić je na informacje.
Nie róbmy tego zanim nie osiągnie wystarczającej dojrzałości, zanim nie przyjdzie do nas z pytaniami, nie będzie szukało własnych rozwiązań i nie nauczy się zdobywać przyjaźni. Pozwólmy mu być kreatywnym, twórczym, odkrywczym. Pokażmy jak piękny jest świat, jak niewiele trzeba do zabawy i szczęścia. Nie stawiajmy znaku równości pomiędzy szczęściem, a krótkotrwałą przyjemnością.
Uczmy nasze dziecko widzieć człowieka i jego możliwości, a nie ekran telefonu.