Zbliża się okres świąteczny, czyli czas zakupowanego szaleństwa. Trzeba mieć więcej, lepiej i ładniej niż inni. Kupujemy dużo za dużo i wydajemy zbyt rozrzutnie. W tym roku ma być inaczej, ponieważ drożyzna zrobiła swoje. Tak przynajmniej twierdzą eksperci, choć osobiści bardzo w to wątpię i szczerze żałuję. Bo taka świąteczna roztropność przydałaby się wielu z nas.
Uwielbiam świąteczną atmosferę. Lubię chodzić po pięknie przystrojonych sklepach, podziwiać dekoracje i słuchać świątecznej muzyki płynącej z głośników. Mam jednak silne poczucie dystansu i pewnego komfortu, które pozwalają mi na powrót do domu bez odchudzonego portfela. Niczego nie muszę kupować, a już na pewno nie pod presją reklam, okazyjnych promocji i nalegań dzieci.
Zakupowe szaleństwo ogarnia nie tylko dorosłych. Coraz częściej dotyczy także maluchów, bo to do nich w zdecydowanej większości kierowane są reklamy.
Manipulować dzieckiem można bardzo łatwo. Reklamowane zabawki umieszcza się w bajkowej scenerii. Jest błyszcząco, magicznie i kolorowo. Przedmioty same się ruszają i mówią ludzkim głosem. Nic więc dziwnego, że zwykły robot wydaje się dziecku niesamowicie atrakcyjny i że pragnie go mieć.
Jak wyjaśnić malcowi, że świat w reklamie nim manipuluje? Że został stworzony po to, aby wzbudzić w dziecku pragnienie posiadania czegoś, co w rzeczywistości wcale takie fajne nie jest?
Można oczywiście wyłączyć telewizor, komputer, nie zabierać dziecka do sklepu i dbać o to, aby nie widziało reklam.
Przyjdzie jednak czas i okoliczność, kiedy zetknie się z reklamową rzeczywistością — będąc u babci, kolegi czy z rodzicami w kinie.
Nie do końca chodzi także o to, aby maluchy wiecznie chronić przed światem zewnętrznym i jego pokusami. Dużo lepiej jest uświadamiać dzieci i szczerze z nimi rozmawiać. Prostowanie wypaczonej rzeczywistości nie jest proste, ale to najlepszy sposób na budowanie pewnego dystansu, samoświadomości i ostrożności. Takie rozmowy nie zawsze są łatwe, zwłaszcza w przypadku małych dzieci, które chcą kupić niemal każdą zabawkę widzianą w reklamach.
Niezależnie od miejsca i okoliczności, rodzice powinni umieć powiedzieć NIE, zawsze wtedy, gdy chcą to powiedzieć. Ta umiejętność jest szczególnie ważna, bo funkcjonujemy w społeczeństwie nadmiaru i ciągłych wymagań.
Dzieci w swoich prośbach o różne rzeczy, są zawsze niewinne, a rolą rodziców jest mądrze odpowiadać na te prośby — zgadzać się lub odmawiać ich spełnienia.
Co zrobić, kiedy syn lub córka nie chce odłożyć zabawki z powrotem na sklepową półkę? Wybitny duński pedagog Jesper Juul, powiedział kiedyś, że dzieci mogą dostawać wszystko, na co mają ochotę, bez jakichkolwiek złych konsekwencji, pod warunkiem że rodzice nie próbują w ten sposób uniknąć konfliktów lub sprawić, że będą kochani, albo nie poświęcają własnych potrzeb i granic.
Trzeba pamiętać, że dzieci nie są świadome swoich faktycznych potrzeb. Doskonale wiedzą jednak, na co mają ochotę. Zadaniem rodzica jest wskazanie tej istotnej różnicy między rzeczywistą potrzebą i chwilową chęcią. Wymaga to sporo wysiłku i pracy, ale jest niezbędne w rozwoju samoświadomości dziecka, a później także dorosłej osoby, której przyjdzie podejmować przemyślane i długoterminowe decyzje.
Nie bójmy się więc mówić NIE, zawsze wtedy, gdy chcemy to powiedzieć naszym dzieciom.
Jestem ciekawa, jak to wygląda u Was? Czy potraficie odmówić swoim dzieciom, zwłaszcza w sytuacjach mało komfortowych, np. w sklepie pełnym ludzi?