
Pochodzę z miasta. Mieszkaliśmy w bloku tak jak zdecydowana większość mieszkańców Lublina. Mieliśmy psa, który siłą rzeczy mieszkał razem z nami. Był członkiem rodziny, naszym towarzyszem na dobre i na złe.
Po wyjeździe z Lublina zamieszkałam na brytyjskiej prowincji. Brytyjczycy kochają zwierzęta, a zwłaszcza psy. Narodowa miłość do tych stworzeń sprawia, że bez problemu można wejść z psiakiem do sklepu, pubu czy kawiarni. Jest naprawdę mało miejsc, które tego zakazują. Nikogo nie dziwią i nie denerwują biegające luźno po plaży psy najróżniejszych ras, w tym tak lubiane na wyspach bulteriery.
Nie widać psiej agresji ani nie słychać skarg i zażaleń spacerowiczów.
Pies to kompan, członek rodziny i wierny towarzysz ludzkiego życia. Tak myśli zdecydowana większość wyspiarzy.
Po powrocie z rodziną do Polski zamieszkaliśmy na wsi. Tu też ludzie są przywiązani do psów, zwłaszcza tych na łańcuchu albo w klatce.
Zawsze chciałam mieć dwa psy. Teraz mam i nie wyobrażam sobie bez nich życia.
Oba z odzysku. Figa ma 10 lat. Została zaadoptowana z psiej fundacji w wieku 7 lat. Mój najmłodszy syn miał wtedy roczek. Figa, to suczka w typie labradora, wspaniała, bardzo komunikatywna i totalnie bezkonfliktowa. Jest posłuszna i wpatrzona w człowieka. Nigdy nie mieliśmy z nią żadnych problemów, jest pozbawiona agresji w stosunku do ludzi i wszystkich zwierząt.
Jest też Mika. To 3-letnia suka, mieszanka labradora z wyżłem. Zabraliśmy ją ze wsi, gdy miała dwa lata. Mieszkała w klatce u ludzi, dla których znaczyła mniej niż kura. Była wychudzona, zarobaczona, bez szczepień, za to z poważną alergią skórną. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Leczenie jej zajęło nam kilka miesięcy. Teraz to wspaniały i piękny pies, bardzo przywiązany do rodziny, zwłaszcza dzieci.
Pierwszą reakcją rodziny i przyjaciół na wieść o drugim psie był, delikatnie mówiąc szok. Co?! Kolejny pies? Do domu?!
No tak, bo niby gdzie? Przecież to nie kura czy krowa, żeby mieszkał na zewnątrz.
Nie znoszę klatek i łańcuchów. Nie rozumiem, jaki jest sens posiadania psa, który całe życie spędza na uwięzi, z którym nie łączą nas żadne relacje, a jedynie mechaniczne czynności w postaci karmienia i usuwania nagromadzonych odchodów (w najlepszych przypadkach). Czym jest taki zniewolony pies, bo ani mleka, ani jajek nie daje, złodzieja też nie pogoni, a jego nagminne szczekanie może doprowadzić do szału?
W Polsce ludzie wciąż nie zdają sobie sprawy i nie rozumieją, jak wielką krzywdę wyrządzają psom, skazując je na życie na uwięzi. Podstawową potrzebą tych zwierząt jest ruch, stymulacja umysłowa i poczucie bezpieczeństwa. Łańcuch czy klatka odbierają je wszystkie, a w zamian oferują zdziczenie i depresję.
Oba moje psy chodzą bez smyczy. Na spacerach biegają, węszą, tropią i wracają na zawołanie. Najwięcej pracy włożyłam w wyszkolenie Miki, bo ponad pół roku. Dla mnie nie było innej opcji. Pies musiał się słuchać, bo tylko w ten sposób mogłam mu zapewnić najlepsze życie. Nie wyobrażałam sobie spacerów na smyczy, zwłaszcza tu, na wsi. Dziś wszyscy możemy się cieszyć nieskrępowaną wolnością.
Stały kontakt, praca i spacery z psem budują szczególną więź, której nie da się wytworzyć w żaden inny sposób. W końcu psy stworzyliśmy my — ludzie, aby wykonywały dla nas konkretne czynności i były naszymi towarzyszami życia.
Z psami jest trochę jak z dziećmi. Jeśli nie poświecimy im wystarczająco dużo czasu, nie nauczymy zasad i nie nawiążemy porozumienia, to nigdy nie będą nas słuchały. Na szacunek psa trzeba po prostu zapracować.
I choć to wymaga pracy i wielkiego zaangażowania, to warto, bo nie ma lepszego uczucia niż widok pędzącego do Ciebie z radością psa, który porzuca najbardziej interesujący go zapach i odpowiada na Twoje zawołanie.