Coś jednak się zmienia. Zmienia na lepsze i to zdecydowanie.
Przez 16 lat mieszkania w Wielkiej Brytanii, przywykłam do normalności. Kiedy wyjeżdżałam z Polski, panował w niej, delikatnie mówiąc bałagan. Dotyczył on właściwie każdej sfery życia. Ogólnie standardy były niskie lub nie było ich wcale. Codzienna normalność i społeczny porządek, w jakim przyszło mi żyć na wyspach, stanowiły zupełnie nową i początkowo ciężką do ogarnięcia rzeczywistość. Wreszcie zdziwienie opadło, a metodyczna realność wchłonęła mnie na dobre. Otworzyłam oczy i przestała się pochylać nad tym, co normalne. Teraz moją uwagę przykuwała odmienna i ewoluującą rzeczywistość w Polsce.
Od kilkunastu lat obserwuję zmiany. Patrzę na nie z perspektywy osoby, która nie tylko mocno zapuściła korzenie w brytyjskim społeczeństwie, ale także sporo podróżuje, dużo czyta i interesuje się otaczającym światem. To wszystko pomaga wychwytywać te drobne, z pozoru słabo dostrzegalne przeobrażenia. I o tym będzie tu mowa.
Polska się zmienia, zmienia na lepsze. Ja wiem, że zaraz znajdą się tacy, którzy wytoczą najcięższe działa i zaczną moją tezę brutalnie bombardować. Bo nie wszystko jest takie, jakie być powinno, bo żyje się ciężko i ponuro, bo nie rozumiem innych. Mój wpis nie jest szczegółową charakterystyką transformacji ustrojowej ostatnich lat. Nie jest nawet jej pobieżną wersją, a jedynie refleksją, nad wciąż zmieniającą są rzeczywistością rzeczy mniejszych, która w mniej lub bardziej istotny sposób wpływa na nasze życie.
Do napisania tego tekstu, skłoniła mnie sprawa męskiego trymera.
Mój mąż postanowił zmienić wysłużoną golarkę na nowszy model. Udał się do jednego z popularnych sklepów, w którym za namową sprzedawcy dokonał zakupu nowego urządzenia. Niestety, trymer nie spełnił jego oczekiwań. I tu należałoby zakończyć całą anegdotę, ponieważ zgodnie z prawem, zakup urządzenia w sklepie stacjonarnym i dodatkowo stosowanym do higieny osobistej, nie podlega zwrotom. No, chyba że dopatrzono się usterki lub wady fabrycznej. Mąż usterki się nie dopatrzył, ale postanowił działać. Zadzwonił do sklepu i wyjaśnił, że czuje się zawiedziony, ponieważ trymer nie spełnił jego oczekiwań. Ku naszemu zdziwieniu, obsługa nie tylko nie odmówiła pomocy, ale ponownie zaprosiła męża do sklepu. Na miejscu dokładnie obejrzano urządzenie, wykluczając jego wadę. Zgłoszenie przyjęto do rozpatrzenia. Po kilku dniach zadzwonił telefon. Sklep przeprosił za nieudany zakup, przyjął urządzenie i zaoferował jego wymianę lub zwrot pieniędzy.
No proszę, tego się nie spodziewaliśmy. Polska się zmienia i to na lepsze.
Obsługa klienta zyskuje nową twarz i nie ważne, że dzieje się tak za sprawą obcego kapitału czy zachodniej konkurencji. Dobra zmiana to zmiana na lepsze i tego należy się trzymać.
Ta pozytywna transformacja mocno rzuca się w oczy, zwłaszcza w moje. Pamiętam, jak wielką batalią była reklamacja uszkodzonego obuwia czy sprzętu AGD w Polsce. Ja i moi bliscy takie batalie stoczyliśmy kilkakrotnie. Kosztowały nas mnóstwo nerwów, czasu i pieniędzy. Podczas gdy moja rodzina rwała włosy z głowy, obsługa brytyjskiego sklepu przepraszając, zabierała mój wytarty na obcasie but i oddawała pieniądze. Klient nasz Pan głosili wszyscy, a sklepy prześcigały się w modernizacjach ułatwiających klientom życie.
Takie udogodnienia coraz częściej widać w Polsce i bardzo mnie to cieszy. Bo choć wyświechtany slogan — Klient nasz Pan, może kojarzyć się z minioną epoką, to wciąż stanowi podstawę dobrej obsługi klienta. Coraz więcej firm pamięta o swoich konsumentach, jednocześnie nie pozwalając im o sobie zapomnieć. I tak trzeba trzymać i tą filozofią biznesu podążać, bo to w końcu nasze, czyli klientów pieniądze i zadowolenie decydują o losach wielu firm.
Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii na ten temat. Piszcie, chwalcie albo narzekajcie!