Przychodzi taki moment w życiu matki, że musi przełożyć na innych, odpowiedzialność za mało wdzięczne czynności. I nie chodzi tu o bogu ducha winnego męża czy innych członków rodziny, tylko o całkiem obce i dlatego idealnie pasujące do tego zadania osoby.
O co chodzi? Już śpieszę wyjaśniać!
Przez kilka ostatnich lat dbałam o fryzury moich dzieci. Z racji ich wieku i mniej lub bardziej nasilonych skoków rozwojowych, to ja dokonywałam cięć, przystrzyżeń i przywracałam ich rozczochrane czupryny do stanu przyzwoitości. Z mniejszym lub większym powodzeniem. Włączona na tablecie bajka pozwalała skupić uwagę maluchów i unieruchomić ich na kilkanaście minut. To wystarczało, aby ogarnąć temat. Z czasem sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Chłopców ogarniała niespotykana wcześniej niecierpliwość, marudność i ogólne niezadowolenie. Obcinane włosy przeraźliwe gryzły, fartuch pod szyją uwierał, a bajka była najnudniejsza z możliwych. Nie pomagało nic, zupełnie nic. Z każdym kolejnym cięciem było coraz gorzej, bo nie tylko fryzury przypominały masakrę piłą mechaniczną, ale moje pocięte palce również. Powiedziałam więc dość i po przedszkolu, zamiast na spacer — poszliśmy do dziecięcego fryzjera.
Radość była wielka, kiedy oczom chłopców ukazała się kolorowa sala z elektrycznymi samochodami zamiast tradycyjnych foteli. Biegania, oglądania i wciskania wszystkich dźwiękowych przycisków nie było końca. Uprzejma pani cierpliwie czekała, bo jak stwierdziła, to zupełnie normalne i mija samoistnie. Po chwili usadowieni w swoich samochodach i unieruchomieni pasami bezpieczeństwa, chłopcy byli gotowi na cięcie.
Spadające wszędzie włosy okazały się wyjątkowo miękkie, fartuszek niezwykle delikatny, a szeroki uśmiech na twarzach nie do powstrzymania. Obeszło się też bez prysznica i trzepania ubrań. Nic nie gryzło i nie kuło, a w nagrodę do buzi trafiło smakowite ciasteczko, zaś w rączkę kolorowy balonik. Cudownie.
- Mamusiu, to był najlepszy dzień w moim życiu, dziękuję!
- Tak, mój też, ja chcę tu codziennie przychodzić! Możemy tu przyjść jutro?
- Tak, tak, prosimy!
Morał tej historii jest taki, że czasem warto odpuścić sobie i innym. Przyjąć na klatę fakt, że czasy się zmieniają i nasze dzieci również. Matczyna troska i dobre chęci przestają wystarczać. Zamiast rwać sobie włosy z głowy i zaklejać plastrem kolejny przecięty nożyczkami palec, trzeba powiedzieć dość. Stanowczo i po męsku, przerzucić niewdzięczną robotę na barki innej osoby. Tak jest zdrowiej, bezpieczniej i wygodniej! Spróbujcie sami.