Czytać każdy może i powinien, a dostęp do książek nigdy nie był tak prosty jak teraz. Dlatego kiedy słyszę, że ja nie czytam, bo na książki mnie nie stać, to mam ochotę krzyczeć! Na miłość boską! A co jest złego w ich wypożyczaniu?!
W każdej większej wsi, w każdym mieście i miasteczku są biblioteki publiczne albo przynajmniej ich filie. Coraz lepiej wyposażone, przyjazne, posiadające najnowsze publikacje dla dorosłych i dzieci. Jest w czym wybierać. W naszej wsi też jest biblioteka. Mała, kameralna, w której pracują niezwykle serdeczne i pomocne panie. Chodzimy tam regularnie, a chłopcy uwielbiają buszować w regałach pełnych kolorowych książek. Ekscytacji nie ma końca, chłopaki głośno wyrażają swoje podekscytowanie, kiedy w ręce wpadnie im jakaś niesamowita pozycja. Nikt tu nie ucisza, nikt nie strofuje biegających dzieciaków. Atmosfera jest domowa.
Biblioteka to coś więcej niż miejsce składowania różnorakiej literatury. To także integralna część każdej społeczności, miejsce ważnych wydarzeń i lokalnych spotkań. To tu organizowane są zajęcia dla dzieci, pogadanki o książkach, przedstawienia świąteczne i wystawy. Biblioteka tętni życiem i zachęca, aby do niej wstąpić i złapać książkowego bakcyla. Nasza cała rodzina już dawno została zaszczepiona i bardzo to choróbsko sobie chwali. Dlatego kiedy mówisz mi, że książki są tylko dla bogatych, to ja stanowczo protestuję! Czytać każdy może i powinien, a biblioteka publiczna właśnie temu służy.
Ciekawa jestem, jak to jest u Was? Jak wyglądają Wasze lokalne biblioteki i czy lubicie z nich korzystać?