Kilkanaście lat temu zamieniłam swoją zwykłą szczotkę do zębów na elektryczną. Od tego czasu nie rozstaje się z nią i nie wyobrażam sobie powrotu do przeszłości. Korzyści płynące z używania szczoteczki elektrycznej są ogromne, dlatego naturalną koleją rzeczy był jej zakup dla moich dzieci, kiedy ukończyły 3 rok życia.
Elektryczna szczoteczka może być naprawdę fajnym i praktycznym narzędziem, ułatwiającym dbanie o higienę jamy ustnej. Dzięki ruchomej główce większość pracy wykonuje za nas, jest przy tym niezwykle szybka, dokładna i potrafi dotrzeć do trudno dostępnych miejsc między zębami. Usuwa zdecydowanie więcej płytki bakteryjnej niż tradycyjna szczoteczka i zmniejsza ryzyko próchnicy. Jest tylko jeden warunek — musi być używana regularnie i to rodzic powinien myć nią maluchowi zęby.
Szczoteczka elektryczna to wspaniały wynalazek, ale nie zastąpi zręcznej dłoni rodzica. I nie ważnie jak bardzo samodzielne jest nasze dziecko, to w kwestii mycia zębów, fachowa pomoc jest konieczna i niezbędna, nawet do 10 roku życia!
Jakiś czas temu natknęłam się na list zdenerwowanej mamy, która stwierdziła, że pomimo zakupu drogiej szczoteczki elektrycznej, jej córka nadal ma próchnicę. 4-latka myje zęby dwa razy dziennie, a poprawy nie widać. Jaki jest więc sens wydawania pieniędzy na gadżet, który nie działa, a przecież powinien, bo tak pokazują w reklamach?
Szczoteczka elektryczna sama roboty nie zrobi. I nieważne jak wypasiona by była i jak dużo kosztowała, to w rękach małego dziecka będzie tylko zabawką. Możemy posiłkować się fajnymi gadżetami i stosować pomocne narzędzia, ale to od naszych, czyli rodziców działań, aktywności i konsekwencji, zależy zdrowie jamy ustnej naszych pociech. Czy tego chcemy, czy nie, to my jesteśmy odpowiedzialni za dokładne mycie zębów, za wizyty kontrolne u dentysty i całą tę znienawidzoną zębową robotę. Małe dziecko tego samo nie zrobi i zakup najlepszej szczoteczki elektrycznej tego nie zmieni.
Dentyści mają rację, pouczając rodziców w kwestii odpowiedzialności za stan uzębienia ich dzieci.
Do 8 roku życia maluchy nie posiadają wystarczającej sprawności manualnej, która pozwoliłaby im na właściwe mycie zębów.
Wielu stomatologów idzie o krok dalej, mówiąc, że jeśli dziecko nie potrafi ładnie pisać, to nie potrafi też należycie umyć swoich zębów.
Zasada jest prosta. To rodzic myje dziecku zęby, przynajmniej do 8 roku życia, a przez następne dwa lata nadzoruje tę czynność. Można oczywiście szukać pewnych kompromisów. Jeśli pozwalamy dziecku na samodzielne mycie ząbków, to zawsze poprawmy po nim tę czynność. Domyjmy te nieszczęsne zęby, usuńmy upchane w szczelinach jedzenie i osad. Wprowadźmy płyn do płukania jamy ustnej i nić dentystyczną. W drogeriach znajdziemy naprawdę fajne produkty dedykowane dzieciom. Są kolorowe, dobrze smakują i robią robotę. Jest w czym wybierać i zachęcać dzieci do regularnego dbania o higienę jamy ustnej. Im wcześniej zaczniemy, tym szybciej wypracujemy dobre nawyki.
Myć zęby dzieciom trzeba, czy to nam się podoba, czy nie, a przerzucanie tej odpowiedzialności na maluchy jest wysoce nieodpowiedzialne!